Trwające tysiąc lat średniowiecze miało wiele niedoskonałości. A przede wszystkim trwało zdecydowanie za długo. Każda epoka w okresie schyłkowym zaczyna przypominać swoją własną karykaturę. Jesień średniowiecza była karykaturą śmieszną i straszną. Śmieszną, gdy spojrzy się na kompletny upadek rozumu. Straszną, gdy pomyślimy o inkwizycji i stosach, na których płonęli innowiercy, Żydzi i czarownice.
Barwne określenie z prozy Sapkowskiego, że ktoś komuś zrobi „jesień średniowiecza”, ma więc swoje całkiem niewesołe konotacje. Dziś w Polsce, która za sprawą Kościoła Katolickiego i partii Jarosława Kaczyńskiego, chce za wszelką cenę cofnąć, zachodzące pod wpływem świata, zmiany, to określenie ma też bardzo realny wymiar. Właśnie Kaczyński robi nam z dupy jesień średniowiecza.
Fałszuje historię. Edukację cofa do postaci wczesnego PRL w okresie gomułkowskim. Armię cofnął również do wczesnych lat sześćdziesiątych, zaś sanacyjno-tromtadracki patriotyzm, którego jest orędownikiem, przywodzi na myśl klęskę z września 1939 roku. Kropką nad i stała się bezprawna z przyczyn formalnych opinia Trybunału Konstytucyjnego. Polska i tak miała najbardziej restrykcyjne prawo antyaborcyjne w Europie. Ale od chwili jego uchwalenia w 1993 roku wszystkie siły polityczne broniły tego kompromisu, bowiem wiedziano, że doraźne polityczne zmiany wywołają ogromną burzę. Kaczyński postanowił zlikwidować w polskiej polityce pojęcie kompromisu.
Tak właśnie wygląda jesień średniowiecza i katoklizm. Tak jak wtedy, tak i dziś musi się polać krew, muszą zginąć niewinni, by zacofana, łajdacka władza odeszła w mroki historii.