Gdybym miał wybrać, co jest najbardziej bzdurnym stereotypem współczesnej Polski, zdecydowanie postawiłbym na komunał o wiecznej wojnie dwóch partii PO i PIS, które rzekomo są identyczne, a wojnę prowadzą, by oderwać uwagę Polaków od ważniejszych spraw. Tymczasem rzeczywistość jest całkiem inna. Partii idealnej nie ma i nie będzie. Nie tylko w Polsce, ale nigdzie. Jednak wcześniejsze rządy różnych ugrupowań miały w najważniejszych obszarach wspólną mapę drogową. Choć wyobrażenia różniły się w szczegółach, to była powszechna zgoda, że powinniśmy stać się członkiem NATO i Unii Europejskiej, że trzeba zreformować służbę zdrowia i edukację, a także przeprowadzić gruntowną reformę administracyjną i samorządową.
Partia Kaczyńskiego od początku istnienia miała nieco inne priorytety. Nie sprzeciwiła się przystąpieniu Polski do Wspólnoty Europejskiej ze względu na jednoznacznie pozytywną w tej mierze opinię papieża, bo przecież ustawiała się jako partia katolicka. Jednak obaj bracia Kaczyńscy byli eurosceptyczni, a konsekwencje tego zaczynamy odczuwać dziś, gdy PiS trzyma całą władzę. Prezydent Duda najpierw twierdził, że Unia to jest baju baju dla frajerów. Potem nazwał ją wyimaginowaną wspólnotą, z której dla nas nic nie wynika. Na wiecach zwolenników oburzał się, że obcymi językami Unia narzuca Polsce, jak ma postępować w wielu sprawach. Krytykował, kłamał i budził wśród zwolenników PiS niechęć do uczestnictwa w UE.
Członkowie popierającej go partii mówią często, a co gorsza czynią, jeszcze gorzej. Łamanie zasad praworządności w Polsce, podporządkowywanie wszystkich obszarów państwa władzy politycznej, to niebezpieczny wstęp do dyktatury. W Unii Polska jest dziś krajem kłopotliwym, zmarginalizowanym i stojącym wraz z Węgrami w krótkiej kolejce do opuszczenia jej struktur. Unia nie będzie wspierała europejskimi pieniędzmi dyktatury Kaczyńskiego. Kraj straci przez tę władzę szansę na normalny rozwój, a Polacy szansę na lepsze życie.
Działacze partii Kaczyńskiego do dziś wyśmiewają przeciwników, że PO to była partia ciepłej wody w kranie. Co jest złego w ciepłej wodzie płynącej z kranu? Lepszy zimny prysznic, który część Polaków wybrała już po raz drugi? Zadłużanie kraju? Dodrukowywanie pieniędzy? Bizantyjski styl władzy przyznającej sobie iście królewskie przywileje? Niedzielne wybory rozstrzygną nie tylko kwestię ciepłej wody, ale czy w ogóle jakaś woda będzie. To jest wybór pomiędzy arogancją nieuków, którzy nas spychają w otchłań. Którzy projektują dla nas dyktaturę w azjatyckim stylu. Po drugiej stronie jest szansa powrotu do grona krajów demokratycznych, praworządnych i obywatelskich. Jeśli Polacy wybiorą Dudę, to będzie ich ostatni swobodny wybór w tym stuleciu.