Opozycja nie podoba się nikomu. Partii rządzącej przede wszystkim. Nic dziwnego. Kaczyński i jego akolici opozycję chętnie widzieliby w więzieniu, tylko wciąż nie opanowali wszystkich sądów. Zapewne zgodziliby się na koncesjonowaną opozycję w rodzaju Kukiza i spółki. Być może także na Polskie Stronnictwo Ludowe, jeśli wyrzuci Kosiniaka-Kamysza. A dodatkowo, jako kwiatek do kożucha, Biedroń. Mogliby wtedy powiedzieć grzmiącym głosem: patrz Europo jacyśmy wspaniali, pedała w sejmie nawet mamy. Ciekawsze jest jednak to, że opozycja nie podoba się opozycji i tym, którzy mają na nią głosować jesienią.
Nie podoba się Schetyna, bo nie jest medialny, bo ma duży elektorat negatywny, bo wreszcie nie jest Tuskiem. Nie podoba się Kosiniak-Kamysz, bo jest nijaki. Katarzyna Lubnauer się nie podoba, bo nie i już. Biedroń też się nie podoba, bo fircyk i go obchodzi tylko własna kariera. SLD się nie podoba, bo komuchy i leśne dziadki. Zaś partia Razem też nie, bo szkoda na nich głosu. I tak stoi ten opozycyjny elektorat, i mówi, że głosowałby, ale nie ma na kogo. Ci najabrdziej rozmarzeni czekają, aż przybędzie Tusk z Brukseli na białym koniu i dokona cudu.
Otóż nie przybędzie i nie dokona. Z kilku powodów. Po pierwsze, od 2010 roku, od katastrofy smoleńskiej, Tusk jest najbardziej opluwanym politykiem w Polsce. Od czterech lat partia Kaczyńskiego ma do dyspozycji cały kombinat medialny – zaczynając od wszystkich kanałów telewizji państwowej wspomaganych przez telewizję Rydzyka, po internetowe szambo medialne w rodzaju portali Niezależna i Fronda. Sam Tusk w tej mierze zawinił, bo był zwolennikiem delikatnego postępowania z Kaczyńskim, Ziobrą, Kamińskim i resztą tej hołoty. Tusk ma tak duży elektorat negatywny, że mógłby przegrać nawet z Dudą, którego w samym PiSie powszechnie uważa się za błazna.
Tusk w powszechnej propagandzie rządowej jest bandytą, który zamordował prezydenta. Złodziejem który wraz z resztą swoich wspólników okradł Polskę na miliardy. Jest szpiegiem Berlina i Moskwy. Agentem, który knuje skomplikowane intrygi międzynarodowe i jednocześnie człowiekiem bez znaczenia. Gdybym był zwolennikiem rządu, to byłbym bardzo zdziwiony, dlaczego przez cztery lata nie udało się władzy wsadzić tego Tuska do więzienia.
Oczywiście to jest tylko pogoń za króliczkiem, która przestanie mieć znaczenie w chwili, gdy Kaczyński ze swoimi ludźmi zdobędą pełnię władzy. Suweren zajęty konsumowaniem obietnic wyborczych nie zauważy nawet kiedy Tusk zniknie z mediów państwowych tak, jak znikła podkomisja smoleńska i Macierewicz razem z bezdennie głupią, ale pożyteczną teorią zamachu. Idiotyzm oskarżeń wobec Tuska jest oczywisty, ale goebbelsowskie metody zawsze dają efekty i dziś Tusk nie ma po co wracać. Powrotu Tuska nie chcą też obecni liderzy opozycji, bo przecież przestaliby być liderami. Tęskni za Tuskiem jedynie rozmarzony elektorat opozycyjny. Ale to za mało.
2 komentarze “Tusk na białym koniu”
Pewne rzeczy istotnie wsiąkają ludziom do głowy. Ostatnio brednie o skrajnej proniemieckości Tuska słyszałem nawet od osoby, która wcale PiSu nie popiera, a wręcz jest przeciwko. Co w sumie jest dość śmieszne, bo np. obecne problemy z energetyką wynikają z dokumentu który podpisał Lech Kaczyński – chociaż nie musiał. I jak później tłumaczył w wywiadach – podpisał to żeby wykonać gest wobec kanclerz Merkel. A Tusk – wiedząc co to znaczy dla polskiej energetyki – był przeciw. Ludzie jednak wierzą w te brednie – a to że Tusk pozwala Niemcom mieć media (chociaż nie wiadomo w jaki sposób miałby im tego zabronić?), a to że nie blokuje rury na dnie Bałtyku (rura idzie poza polskimi wodami terytorialnymi – rozumiem że powinno się dokonać aktu wojny poprzez atak na cudze instalacje na wodach międzynarodowych?), a to przez brak reparacji wojennych (która to kwestia została ostatecznie uregulowana kilkadziesiąt lat temu – Tusk ma wybudować wehikuł czasu i zmienić historię?). Opozycja istotnie wygląda słabo – Schetyna chciałby być platformianą wersją Kaczyńskiego, Lubnauer w ogóle średnio panuje nad sytuacją (pod jej kierownictwem chyba więcej posłów opuściło „N” niż w niej zostało), niemniej na kogoś trzeba głosować. Priorytetem teraz nie powinno być wybranie polityka naszych marzeń (bo takiego się nie doczekamy), tylko odsunięcie PiSu od władzy. Niestety – niektórzy szukają wymówki by nie iść na wybory, i nadal tkwić w bagnie. Po wieloletnim indoktrynowaniu ludzi martyrologią oni po prostu chcą być umęczeni. A chcącemu nie dzieje się krzywda.
Jak kiedyś tęskniliśmy za Kwaśniewskim, tak teraz za Tuskiem. A polska (i nie tylko) polityka ma to do siebie, że jeśli ktoś jest kompetentny, ma dobrą prezencję i warunki na więcej, to jest zagrożeniem dla tych, co dochrapali się pozycji wyżej lub wcześniej, więc wycina się go. W PiS-ie też, ale w PiS-ie mają dużo lepszych PR-owców, skoro potrafili oni w oczach wyborców zrobić męża stanu z takiego Pana Nikt jak Duda, a potem z takiej Panny Nikt jak Szydło. Tusk miałby niszczyć sobie karierę spektakularną porażką w wyniku nieudolnej, spieprzonej kampanii? Albo wracać do gnojowiska z salonu o zupełnie innym poziomie dyskursu? Kiedy może odcinać kupony od tego, co osiągnął, ewentualnie liczyć na jakąś cichą, lukratywną posadkę w pobliżu Centrum Europy, perspektywa powrotu do kraju, aby prowadzić pierdołowatą opozycję za rączkę, to jakiś żart.