– Smok jak to smok – westchnął dziad, sadowiąc się na mchu pod dębem.
– Ale opowiadajcie – pisnęły dzieci, które otoczyły wędrownego starca. Powoli zapadał zmrok, więc któryś z kmieci rozpalił ognisko, a pod święty dąb zaczęli się schodzić mieszkańcy sioła.
– Smoka w Polszcze wżdy znają. Mieszka psiajucha pod Zamkiem wawelskim. Tak, tym samym, pod którym Jarosław Wygnaniec brata Lechosława pochował, gdy się karoca wyp… znaczy, gdy wraże siły zamachu dokonały. Jaskinia tam jest ogromna i smok w niej żywie. Ogniem pluje, skrzydliska ma błoniaste i ryczy prawie jak rycerz Krystyn Pawłowic. Smok psiajucha cięgiem owieczki lubi, jako pieczyste. Opali najpierw taką ogniem, a potem mlaskając zajada. Po prawdzie to nieraz się i pomylił i kmiecia owłosionego ogniem przypalił, więc wszyscy z daleka jaskinię obchodzą.
– A dziewice? – pisnęła jakaś niedorosła białogłowa.
– A z dziewicami to smok się tradycyjnie całkiem obchodził – zarechotał dziad – po siedem ich brał i chędożył w jaskini.
– Dzieciska uszy zasłonić! – wrzasnęła jakaś tłustawa jejmość.
– Wychodziły całkiem zadowolone, bo smok i skarbiec ogromny w jaskini posiada, więc klejnotów dziewkom nie żałował. A plotkują niektórzy, że nie tylko o klejnoty się rozchodziło. I tak to przez stulecia ze smokiem naród żył w tej, jak to się nazywa, symbiozie. Szkód dużo nie robił, książę odszkodowania płacił, więc stada owiec rosły w okolicach, a w razie najazdu jakowegoś to smok się przydał. Jak włochatych Tatarów ogniem poparzył to łyse i na piechotę uciekali – śmiał sie dziad. Azali dziewki klejnoty na posag miały, to rycerzy chętnych do żeniaczki pod Wawel wielu przybywało.
Ale w siódmym roku wygnania walecznego króla Jarosława pojawił się inny smok na zachodnich rubieżach Pospolitej Rzeczy. Maszkara zwała się Gender. Najpierw do boju ruszył rycerz Krystyn Pawłowic i wszyscy myśleli, iże przestraszy potwora na śmierć swoim wrzaskiem, ale niestety.
Maszkara zwana Genderem wcale nie chciała dziewic, ani chędożyć, ani nawet pożerać. To było straszne. Smoczysko niszczyło tradycje nasze, przemieniało ludzi i wciąż posuwało się naprzód.
– Ale jak przemieniało? – zachrypłym głosem spytał stary sołtys.
– Aaa… sprytna to bestyja – odrzekł dziad – Pojawiało się smoczysko we wsi lub grodzie i ludzkim głosem zaczynało opowiadać dziwy nie z tej ziemi. A słuchali wszyscy, szczególnie baby, bo do nich maszkara mówiła najsampierw. A opowiadał ów Gender, że bab bić nie wolno, że chędożyć tylko jak się zgodzą i o zgrozo, że chłop babie w zagrodzie ma pomagać, krowę wydoić czasem, świnie nakarmić…
– Aaa – ze zgrozą jęknęli słuchacze.
– A najgorsze – ciągnął dziad dalej – że baby odtąd miały głos w zgromadzeniach. Nawet we dworze Jarosława Wygnańca coś się zmieniło. Jedna szczególnie białogłowa głośna się zrobiła, a miano jej było Beata z Kępy. Choć ona waleczna była i jako pierwsza na wojnę z Genderem ruszyła. A za nią trochę zawstydzeni rycerze, a na ich czele knecht Adam z wielkim mieczem.
– Ale wojna ze smokiem trudna i nie wiadomo jak się skończy – pokiwał głową dziad.
Ognisko się dopalało i słuchacze powoli zaczęli się wykruszać, jeden i drugi z kmieci nawet szturchnął babę, ale tak trochę tylko, bo pora późna.
Jednak wraz z ostatnimi słowami wędrownego starca rozległ się łopot ogromny skrzydeł jakowychś. A cień jakiś przykrył miesiączek świecący i gwiazdy.
Nadlatywał Gender.
Ta bajka już jest stara, na dodatek po paru latach od jej powstania okazało się, że to może wcale nie jest bajka… więc publikuję tak trochę ku przestrodze. 😉