Starożytni mawiali, że o gustach się nie dyskutuje, a jednak od najdawniejszych czasów dyskusje o gustach są częste i budzą wiele emocji. Dzisiejszy tekst zapewne by również nie powstał, gdyby nie dyskusja, która wywiązała się po krytycznym artykule na temat gustu Polaków. Z artykułu wynikało – a chodziło o mieszkania – że Polacy to wyjątkowo niegustowna nacja, która do tej pory ma w mieszkaniach paskudne meblościanki, kiczowate fototapety i kolory będące odwzorowaniem chińskich kredek świecowych.
Lubię na pewnym forum audiofilskim oglądać zdjęcia w wątku, którego sens można oddać słowami: pokaż gdzie słuchasz muzyki. Na zdjęciach pojawiają się bardzo różne sprzęty, niektóre mają wartość większą niż luksusowe auto, inne raczej dowodzą wielkiego zaangażowania hobbysty, a nie jego dorobku materialnego. Często są to pokoje służące do szeroko pojętego relaksu i odpoczynku. Po angielsku mówi się living room, nasi nowobogaccy mówią salon, dawniej mówiło się pokój dzienny lub bawialnia.
Moja babcia, zdegradowana przez socjalizm mieszczka, mówiła bawialnia. Choć z przedwojennych sześciu pokoi zostały jej tylko dwa, to i tak nazywała je jak przed wojną: bawialnia i sypialnia.
Niektóre zdjęcia na forum przedstawiały dedykowane do słuchania i oglądania filmów prawdziwe salony. To były głównie zdjęcia z Północnej Ameryki, to tam mają większe domy i nie trzeba być Trumpem, by sobie taki salon zafundować. W Europie raczej dominują pokoje o wielu funkcjach. Choć część audiofilów miała swoje męskie jaskinie wyłącznie do słuchania. Niektóre pretendowały do miana prawie prawdziwych jaskiń, bo znajdowały się w piwnicach lub na poddaszach.
Trudno dyskutować o gustach. Te pokoje były bardzo rozmaite. W niektórych było wiele „miękkości” – dywany, poduszki i poduchy, zasłony z grubych tkanin. I nic dziwnego, chodzi przecież o rozpraszanie fal dźwiękowych i dobrą akustykę do słuchania, a nie tworzenia echa.
Zwykle łatwo było rozpoznać – robiliśmy sobie ze znajomymi takie zgaduj zgadule – skąd pochodzą zdjęcia. Te skandynawskie często były bardziej minimalistyczne, jasne i nowoczesne. Podobny gust miewają Holendrzy. Anglicy często gustowali w starszych meblach z prawdziwego drewna, niekoniecznie w stylu wiktoriańskim. Widać było na zdjęciach, że bardziej lubią tapety i kolorowe obrazy lub plakaty na ścianach. Ale w większości wszystkie zdjęcia miały jedną cechę. W pokojach nie było zbyt wiele mebli. Szafka na sprzęt i płyty, stolik pod telewizor, jakaś biblioteczka i to wszystko. To bardzo oczywiste. Większość mieszkań amerykańskich i zachodnioeuropejskich ma garderobę, w skandynawskich szafy ubraniowe znajdują się w sypialniach. W living roomach, salonach lub bawialniach – jakkolwiek je nazwiemy – nie ma potrzeby wstawiać szaf, komód i witryn. To w krajach dawnego obozu socjalistycznego były małe mieszkania z jednym większym pokojem, który pełnił wszystkie życiowe role, w pozostałych pokojach zwykle nie było za dużo miejsca, nawet na meble. Zatem gdy widzieliśmy meblościankę można było typować, że jest to kraj Europy Wschodniej, od Rosji po Rumunię, czy Polskę.
Zatem nieśmiertelne meblościanki były koniecznością, a nie dobrowolnym wyborem. Dzisiaj nadal wielu Polaków żyje w zbyt małych mieszkaniach. Nie ma – co prawda – nieśmiertelnych segmentów „Kowalskiego”, meble się zmieniły, są dziś dużo ładniejsze i nowocześniejsze. Ale nie ma co się dziwić, że wciąż jeszcze prawie pusty salon z kanapą i stolikiem należy do rzadkości. Niekiedy mam wrażenie, że w tych wszystkich krytykach, narzekaniach, przy równoczesnym zachwycie innymi krajam, jest coś z klasycznej noweli Sienkiewicza. Czasem ten stary grafoman trafiał w punkt. 😉
Nazajutrz powrócili państwo do dworu z Włoch wraz z panną i kawalerem, co się o nią starał. Kawaler mówił: – Quel beau pays que l’Italie. – I co to za lud artystów. On est heureux de chercher lá-bas des talents et de les protéger… – dodała panna.