Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Dyplomatołki

Wielcy ludzie mogą się mylić, ale też często potrafią jakieś zjawisko określić dobitnie, celnie i krotko. Władysław Bartoszewski był wielkim człowiekiem. Umiejętności pisowskiej ekipy ocenił wyjątkowo trafnie. A pamiętajmy, że był to w naszej historii czas, gdy na europejskich salonach tańcowała ze skwaszoną miną Anna Fotyga, która zaszczycała świat swoją nieskazitelną wręcz angielszczyzną, a Witold Waszczykowski był podrzędnym urzędasem. Był to czas, gdy prezydent z bratem dostawali biegunki na wieść o złośliwym wpisie niemieckiej gazety i prezydent nie jechał na spotkanie Trójkąta Weimarskiego, pozbawiając się wpływu na ważne europejskie sprawy. I jeśli wtedy wydawało nam się, że osiągnięto już szczyty nieudolności w polityce zagranicznej, to znaczy, że nie mieliśmy dość wyobraźni.
Gdy rok temu pisowscy wybrańcy narodu zaczynali rządzić, część z nas liczyła na to, że jakoś to będzie i wytrzymamy tę jedną kadencję, a jak będziemy mieli szczęście to ludek pisowski pożre się między sobą o dostęp do michy i łaski prezesa, po czym nie będzie innego wyjścia, jak ogłosić przedterminowe wybory. Nie ukrywajmy też, że spora grupa do dziś wciąż ma nadzieję, że Polska będzie rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej. 500+, Mieszkanie+, wyższe pensje i wcześniejsze emerytury, darmowe leki dla emerytów, pomoc dla frankowiczów, do tego edukacja jak za Gierka i Słońce Narodu dobrotliwie spoglądające na swój ludek w cieniu ogromnego pomnika Brata Który Poległ Za Ojczyznę.
Jednak najwięksi pesymiści nie przewidywali poziomu idiotyzmu, który osiągniemy jako naród i państwo w tak zawrotnym tempie. Oczywiście można się było spodziewać wielu idiotyzmów, gdy obserwowaliśmy absurdy macierewiczowskich ekspertów smoleńskich, którym z naszych podatków płaci się zawrotne sumy. Grupa pseudonaukowców popełniających przy swoich wyliczeniach szkolne błędy gimnazjalne, fałszujących wyliczenia jak Binienda, który współczynnik oporu drewna brzozy określił jako zero, by ładniej podczas symulacji wychodziło, kompromituje kraj bardzo skutecznie, ale na szczęście większości opinii publicznej w innych krajach to nie obchodzi. Tylko Rosjanie się turlają ze śmiechu.
Chwilę potem okazuje się, że facet, który nie miał być ministrem, a nim jest obraża Amerykanów, mówiąc po wizycie prezydenta Obamy, że naszej starożytnej demokracji nie będą pouczać takie ćwoki, których 200 lat temu jeszcze nie było jako państwa. Nic też dziwnego, że od tego momentu Macierewicz delikatnie, ale stanowczo jest traktowany w USA jako persona non grata i oprócz paru podejrzanych typów nikt z nim nie chce rozmawiać. Coraz gęściej go za to oplatają powiązania z jakimiś dziwnymi lobbystami i zwolennikami Putina. „Gazeta Wyborcza” dość dokładnie opisała powiązania Macierewicza z bardzo podejrzanymi indywiduami. To bardzo szerokie spektrum od szemranych lobbystów amerykańskich zaczynając, poprzez jakichś dziwnych nastoletnich doradców, aż do rosyjskich szpiegów i funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa PRL. Nie słychać o żadnym procesie, a możemy być pewni, że gdyby tam było choć jedno kłamstwo, to spółka Agora stanęłaby już przed sądem.
Oby to był koniec, ale nie był. Kolejnym krokiem dziwacznego osobnika na stanowisku ministra, było zerwanie kontraktu z Francuzami na dostawę wojskowych helikopterów do Polski. I problemem nie jest zerwanie rozmów, ale styl, w jakim to zrobiono, sugerujący o to, ze chodziło o maksymalne upokorzenie kontrahenta. Na drugi bowiem dzień Macierewicz przedstawił plan realizacji dostaw w oparciu o zubożoną wersję śmigłowców amerykańskich tak, jak by za plecami Francuzów już od dawna prowadził inne negocjacje. Nawet gdyby tak było, to tylko absolutny kretyn się do tego przyzna.
Co to oznacza na przyszłość? Żadne firmy nie wezmą udziału w ewentualnym przetargu ogłoszonym przez Polskę. Śmigłowce kupimy najwyżej z wolnej ręki, czyli as is i zapłacimy tyle, ile zaśpiewa producent, a o żadnym tzw. offsecie nie ma nawet mowy. Nie wiem, czy Caracale są lepsze od Black Hawków. Ale wiem, że straciliśmy kilka tysięcy miejsc pracy w zakładach, które miały brać udział w realizacji tego kontraktu. Problem w tym, że miały to być zakłady w antypisowskiej Łodzi, a nie w pisowskim Mielcu lub Radomiu. Francuzi już na drugi dzień odgryźli się, odwołując wizytę prezydenta Francji w Polsce i odbierając polskiej delegacji na wojskowe targi morskie status oficjalny. Nic dziwnego, nie są oni tak obojętni na głupotę jak Amerykanie i próba potraktowania ich jak idiotów musiała się tak skończyć. Na dodatek zapewne zapłacimy spore odszkodowanie za zerwanie kontraktu, bo sam Macierewicz dostarczył dowodu, że prowadził rozmowy w złej wierze. Każdy sąd Francuzom przyzna rację. A zapłacimy my wszyscy.
Paskudnie, ale mówi się trudno. Nawet autor powieści apokaliptycznych nie wymyśliłby, że ten festiwal kretynów będzie miał dalszy ciąg. A jednak. Anglicy z właściwym sobie humorem nazwali to Forkgate, czyli aferą widelcową. Niejaki Bartosz Kownacki, udający wiceministra, a pobierający lekcje historii z Kwejka i Faktopedii, stwierdził, że nie będziemy się bawić z Francuzami, bo są to ludzie, których nie tak dawno my – Polacy – musieliśmy uczyć, jak się je widelcem. To pierwszy na świecie minister, który popełnił dyplomatyczne samobójstwo za pomocą widelca – kulturalnie zauważył „The Guardian”. A tuż potem superminister, „pomazaniec” Nadprezesa, czyli Mateusz Morawiecki twierdzi, że współpraca z Francją będzie układać się świetnie i czekamy nad Wisłą na francuskich inwestorów. Kończ waść, wstydu oszczędź – krzyknął w takiej sytuacji Andrzej Kmicic. Ale pan Morawiecki chrzani farmazony już od roku, więc jeden mniej lub więcej nie robi mu różnicy. A chyba Jarosław Kaczyński ogłosił tam w PiSie jakiś konkurs na największego kretyna i zaoferował wysokie nagrody, bo się przebijają wzajemnie bez pardonu. Panie Morawiecki, może pan co najwyżej liczyć na francuską miłość ze swą ślubną, ale nie na francuskich inwestorów. A pan Kownacki nie może liczyć nawet na to, że będzie chciał z nim rozmawiać nawet cieć w dowolnej warszawskiej ambasadzie.
Litości – wyje resztka patriotyzmu. Ale Niejaka Kempa jest bez litości i sądzi, że po zakończeniu kadencji Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europy jakiś inny Polak, godniejszy tej funkcji, może ją objąć. Babsko o inteligencji miski klozetowej uważa, że ta funkcja została przypisana ex definitione Polakowi na pięć lat i będzie mogła odwołać Tuska i powołać… właśnie… kogo? Krychę Pawłowicz?
Moi drodzy, to dopiero rok rządów tej partii, za cztery lata będziemy stąpać po zgliszczach.

Oceń felieton

2 komentarze “Dyplomatołki”

Możliwość komentowania została wyłączona.