Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Kim będę, jak dorosnę?

Każdy z nas odpowiadał kiedyś na to pytanie. W gronie kilkulatków, którzy ledwo rękami oderwali się od ziemi i całkiem niedawno zaczęli mówić, dominuje oczywista odpowiedź: strażakiem! Rzadziej policjantem.Jeśli ktokolwiek z dorosłych zadałby sobie odrobinę trudu, by przedrzeć się przez dziecięcy i niedoskonały język, aby znaleźć motywację, okaże się, że wabikiem jest lśniący czerwony samochód jadący na sygnale. Policyjny samochód też jeździ na sygnale ale nie jest tak efektowny. Kilkulatkowie dawniej odpowiadali też bardzo często: maszynistą. Parowozy były ogromne, tajemnicze, buchały parą i niesamowicie głośno gwizdały, wjeżdżając na perony. Dzisiejsze pokolenie kilkulatków nie ma pojęcia, co to parowóz, więc nie chce zostać maszynistą. Ja chciałem.
Nie można pominąć maluchów płci żeńskiej. Ich odpowiedzi są często całkiem inne. Bardzo częstym wyborem jest pielęgniarka. To ją widać bardziej niż lekarzy, chodzi w białym kitlu i robi zastrzyki, które doprowadzają chłopców do płaczu. Czyżby już wtedy budziła się kobieca chęć rewanżu za męską dominację? Częsta odpowiedź dziewczynek to także nauczycielka i przedszkolanka. To bardziej realne i sięgające bliżej przykłady. To są także zawody mające pewną władze nad dziećmi. A może po prostu w dziewczynkach wcześniej budzi się poczucie potrzeby społecznej przydatności, a nie blichtr i światełka? Bo przecież nauczycielka nie jeździ czerwonym samochodem na sygnale.
Gdy dzieci dorastają, często zmieniają się też preferencje. Chłopcy na zawarte w tytule pytanie częściej odpowiadają: żołnierzem, piłkarzem, kierowcą wyścigowym. Zaczyna pojawiać się chęć przeżywania czegoś wyjątkowego. Tata jeżdżący autobusem miejskim, dzień po dniu, od przystanku do przystanku to żaden przykład. Ani ten, który z teczką codziennie idzie do biura. Dziewczynki coraz częściej chcą być aktorką, piosenkarką, tancerką. To również pragnienie innego – niż zwyczajne – życia. Mama stojąca za ladą sklepową, nauczycielka, pielęgniarka? To już nie są atrakcyjne wzory, bo dzieci zdążyły zrozumieć, że za tymi zawodami kryje się praca, nie zawsze ekscytująca.
Kilkadziesiąt lat temu nastoletni chłopcy bardzo chcieli chcieli zostać kosmonautami. Jednak większość z nich rezygnowała z pomysłu, gdy dowiadywali się, że taki kosmonauta to musi mieć w małym palcu matematykę, fizykę i mieć porządne wykształcenie inżynierskie? Inżynierskie? Takie jak tata, który kreśli jakieś nudne projekty w sobotnie wieczory?
Niezależnie od tego, jak bardzo chcielibyśmy dzieciom wpajać etos służby społecznej i użyteczności, okazuje się, ze bardziej przyciąga je blichtr, wyjątkowość, ekscytacja. Czy kilkulatek, który wiedziałby, że strażak przez większość czasu wykonuje różne ćwiczenia, a interwencje częściej polegają na zdejmowania kota z drzewa lub ścinania pnia, który przygniótł samochód lub spadł na płot, ewentualnie posypywaniu szosy piaskiem po stłuczce samochodowej, a jeżdżenie na sygnale zdarza się rzadko, nadal chciałby zostać strażakiem?
Z odpowiedzią na pytanie, kim chciałbyś zostać, gdy dorośniesz, jest tak jak z wiarą w Świętego Mikołaja. Dopóki wierzymy, że on istnieje, nasza wyobraźnia ma skrzydła. Przez kilka tygodni przedgwiazdkowych możemy dostać wszystko pod choinkę. Gdy już wiemy, że to rodzice kupują prezenty, nie marzymy o elektrycznej kolejce, bo rodziców nie stać. Marzenia się kurczą, szarzeją…
Gdy dzieci dojrzewają, zaczynają sobie zdawać sprawę, że ich dawne odpowiedzi na pytanie: kim chciałbyś zostać, zaczynają się dezaktualizować. Krótkowidz nie zostanie pilotem, pielęgniarka to nie jest zawód dla kogoś, kto mdleje na widok krwi, nawet brak zamiłowania do matematyki może kogoś wyeliminować z dawniej wybranego zawodu. Co gorsza, kariera zawodowa zależeć może nie tylko od zdolności i wykształcenia, ale od zbiegu korzystnych lub niekorzystnych okoliczności lub znajomości rodziców. Święty Mikołaj już nie istnieje.

Mój profesor z liceum mówił: przede wszystkim – po pierwsze – bądź człowiekiem. Możesz być człowiekiem wierzącym lub nie, należeć do takiej lub innej wspólnoty religijnej – to po drugie. Możesz być obywatelem i patriotą, to po trzecie. A potem także członkiem takiej lub innej partii, stowarzyszenia, klubu, czy czego tam chcesz… możesz wykonywać taki lub inny zawód, ale przede wszystkim bądź człowiekiem.
To było dawno temu, w kraju przeszłości i można by sądzić, że ta nauka – unikająca konkretnych odniesień do „tu i teraz” – jest nieco asekurancka. Ja jednak sądzę, że On po prostu wiedział. Wiedział, że ideologie przemijają, zmieniają się partie i religie, a ten podstawowy nakaz pozostaje.

Więc kim chcesz być, jak dorośniesz?

Oceń felieton