Rok nie wyrok. Dwa lata jak dla brata. Tak mówiło dawne porzekadło, popularne w kręgach złodziejaszków w czasach PRL. W świetle tego, że jeden z oskarżonych w tzw. aferze mięsnej dostał karę śmierci, porzekadło miało swój głęboki sens.
Dziś mija rok od momentu, gdy swój pięcioletni wyrok zaczął odsiadywać Andrzej Duda. Klatka co prawda jest złota. Żyrandol, którego ma pilnować, kryształowy, ale wyłącznik znajduje się na Nowogrodzkiej w siedzibie najjaśniejszego cesarza PiS, Jarosława Kaczyńskiego. Kiedyś nawet pomyślałem sobie, że tak musiał się czuć Stanisław August Poniatowski ze świadomością, że jest królem malowanym, od którego nic nie zależy. Ale nie. To nie tak. Ostatniego króla Polski przeciwnicy nazywali „ciołkiem”, co niezbyt dobrze o nim świadczy, pomimo to trudno porównywać Andrzeja Dudę do niego. Poniatowski biegle znał kilka języków.
Jeśli się jednak dobrze przyjrzeć, można znaleźć pewne podobieństwa. Obaj byli tylko tytularnymi przywódcami Polski. Poniatowski całkowicie był uzależniony od swej byłej kochanki carycy Katarzyny, to ona uczyniła go królem i ona wymagała określonych działań, zaś on spełniał jej rozkazy. Duda został wyniesiony z trzeciego rzędu przeciętnych partyjniaków przez Jarosława Kaczyńskiego na stanowisko prezydenta Polski i odtąd wykonuje jego rozkazy. Poniatowski jednak parę razy się zbuntował. Jednym z momentów była próba ratowania państwa w okresie Sejmu Czteroletniego. Andrzej Duda zaś posłusznie wypełnia i będzie wypełniał polecenia Kaczyńskiego. O Stanisławie Poniatowskim rzec można, że pomimo swej słabości politycznej, usiłował dla kraju uczynić coś pożytecznego, choćby w dziedzinie sztuki i edukacji. Był postacią tragiczną. Andrzej Duda jest postacią śmieszną i żałosną, dzięki której Kaczyński może niszczyć Polskę.
Ostatni król Polski po abdykacji ostatnie swe lata przeżył na wygnaniu w hańbie i zapomnieniu. Andrzej Duda nie zasłużył na lepszy los.