Mustafa Kemal Atatürk stworzył nowoczesną Turcję, Recep Tayyip Erdogan ją zniszczył. Gdy już Turcja stanie się kalifatem, w którym obowiązuje prawo koraniczne, być może kolejne władze zaczną burzyć pomniki Atatürka, choć to wcale nie jest pewne. Pewne jest natomiast, że Erdoganowi pomników nikt stawiać nie będzie. Dla normalnie myślących ludzi jest bowiem satrapą, dyktatorem, który dla własnych celów od lat flirtuje z islamem. Dla islamistów jest i będzie nikim, a gdy w końcu w Turcji rozgości się kalifat, dla Erdogana nie będzie w nim miejsca.
Na przełomie XIX i XX stulecia pojawił się w Turcji człowiek, który zadziwił świat. Nie tylko wyprowadził Turków z gruzów Imperium Osmańskiego, ale stworzył państwo silne, nowoczesne i cywilizowane. Choć był wojskowym i wygrywał bitwy, to rodacy oddali mu hołd za to, co uczynił w czasie pokoju. Położył podwaliny pod etykę tureckiej polityki, które wyraził w kilku prostych i oczywistych zasadach. Po pierwsze republika, a więc władza wybieralna, a nie dziedziczna. Po drugie równość wobec prawa. Po trzecie nacjonalizm rozumiany jako obywatelskość – każdy był obywatelem o takich samych prawach i obowiązkach niezależnie od etnicznego pochodzenia, języka i wyznawanej religii. Czwarte to sekularyzm – państwo ma być wolne od wpływów religii, a prawo w państwie od religii niezależne. Piąta zasada to etatyzm, czyli założenie, że państwo będzie ingerować w gospodarkę tak, aby wyrównywać szanse i możliwości obywateli. I wreszcie na koniec reformizm, a więc zasada, ze państwo ma się zmieniać stosownie do zmian zachodzących w świecie, aby struktury władzy nie skostniały. Te zasady znane są dziś jako kemalizm, a patrząc na rządzących w naszym kraju, możemy ich pozazdrościć.
Atatürk był dla swoich współobywateli wzorem wyrażonych przez siebie idei, choć skromnością nie grzeszył, bowiem wprowadzając nazwiska do prawa tureckiego sam przyjął nazwisko Atatürk, co znaczy ojciec Turków i nikt więcej takiego nazwiska nie mógł nosić. (Moje uszanowanie Panie Wałęsa.)
Przez dziesiątki lat te zasady były święte, a gdy politycy zapominali o nich wkraczała armia i przypominała im, komu służą. Nie był to wzór demokracji, ale w kraju pełnym rozmaitych resentymentów, w tym również islamskich, było to na swój sposób koniecznością.
Zmiany zaczęły nadchodzić powoli wraz z sukcesami umiarkowanie islamskiej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju. Ciekawe jest to, że osobnicy o zapędach dyktatorskich zakładają zwykle partię ze słowem „sprawiedliwość” w nazwie. Kim może stać się Erdogan można było wiedzieć już wcześniej, gdy był burmistrzem Stambułu i w jednym z przemówień cytował fragment religijnego poematu: /…/ Moim oparciem jest islam. Gdybym nie mógł o nim mówić, po cóż miałbym żyć? Erdogan za całość przemówienia trafił do więzienia, uznano je bowiem za podżeganie do nienawiści na tle religijnym. W Polsce przez 25 lat wolności to by się nie mogło zdarzyć, choć nie brakowało polityków i duchownych mówiących gorsze rzeczy.
Złagodził nieco swą retorykę, a potem wygrał wybory oszukując współobywateli. Zgodnie z ówczesnymi tureckimi aspiracjami mówił o stowarzyszeniu z Unią Europejską, a w 2004 formalnie rozpoczął negocjacje w sprawie akcesji. Jednocześnie otwierał kolejne furtki dla religii islamskiej i jej roli w państwie.
Dziś po nieudanym zamachu stanu któryś z dziennikarzy napisał, że nie dziwi go iż doszło do zamachu, a dziwi dlaczego dopiero teraz. To prawda, gdy słyszałem o kolejnych zmianach w tureckiej rzeczywistości, zastanawiałem się też, co się dzieje. Obecnie wiadomo, że Erdogan małymi krokami wypierał armię z życia publicznego. Robił czystki na najwyższych stanowiskach, powoli usuwając ludzi, którzy upominali rząd w 1997 i potem w 2007 roku.
„Gazeta Wyborcza” słusznie przypomniała to, co mówił Bartłomiej Sienkiewicz w podsłuchanych nagraniach z tzw. afery kelnerskiej. A mówił mądrze.
Mamy od 20 lat toczący się proces, który polega na tym, że Anatolia wygrywa. Turcja jaką my lubimy, z jaką chcemy się konfrontować, jaka jest dla nas zrozumiała, to jest Stambuł i okolice, a prawdziwa Turcja to jest Anatolia. Około 250 tys. ludzi przybywa do Stambułu z głębokiej Anatolii. I Stambuł się anatolizuje.
To co obserwujemy teraz w Turcji, z tą walką o ten plac i tak dalej, to jest być może ostatnie tchnienie Turcji ataturkowskiej, otwartej, mającej aspiracje europejskie. Moim zdaniem ta walka jest przegrana, bo po drugiej stronie jest o wiele większa masa ludzi.
Bardzo mądre słowa. Szkoda że tej mądrości nie starczyło Sienkiewiczowi, ani nikomu innemu z rządzących wtedy krajem, na diagnozę, że znajdujemy się dokładnie na tej samej ścieżce, tylko kilka kroków dalej. U nas wygrywa Kieleckie, Podkarpacie i Białostocczyzna. Wygrywa wschód. Pomorze i Wielkopolska przestają się liczyć. Kaczyński jak Erdogan wprowadza do polityki ludzi, których najważniejszymi cechami jest wdzięczność za sukces i wierność wodzowi. To jest być może ostatnie tchnienie Polski otwartej, mającej aspiracje europejskie. Polski – o jakiej marzyłem przez lata przeżyte w PRL. Moim zdaniem ta walka jest przegrana.
5 komentarzy “Sułtan i sułtan”
” To jest być może ostatnie tchnienie Polski otwartej, mającej aspiracje europejskie. Polski – o jakiej marzyłem przez lata przeżyte w PRL. Moim zdaniem ta walka jest przegrana.”
Belfrze, wiecej optymizmu. Jestesmy z tego samego pokolenia, nie takich juz przetrzymalismy. Ja w listopadzie zeszlego roku dalem im 2 lata. I zamierzam ten zaklad wygrac. „Nasz narod jest jak lawa…”
Kolega mój z ogólniaka mawiał: „Bądźmy optymistami, bo optymizm jest najmniej uzasadniony”. Taki abstrakcjonista z niego był…
😉
Nigdy nie interesowałem się Turcją, a z historii pamiętałem tylko, że nie uznała ona rozbiorów i na audiencjach sułtana ogłaszano, że „poseł Lechistanu nie mógł przybyć”.
Dziś widzę, że historia naszych krajów i po I Wojnie Światowej zaczyna się podobnie. Dzięki silnemu i zdecydowanemu przywódcy oba kraje wychodzą z zawieruchy wojennej obronną ręką. Tam był Ataturk, a u nas Piłsudski.
Owszem. Tylko sukces Piłsudskiego kończy się na odzyskaniu niepodległości. Zabrakło mu spojrzenia w przyszłość, zabrakło mu wizji Polski, jaka miałaby być za lat 20, 50 lub 100. Pozostawił po sobie zgraję nieudaczników i debili nazywających się Sanacją, którzy spieprzyli to, czego on sam nie zdążył. Gdyby nie upadek tamtej Polski, to po wojnie Sanacja powinna stanąć przed sądem.
MK: ja dałam im tylko rok jeszcze i zaczynam się bać, że swój zakład przegram 🙁