Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Bóg tak chciał

Nie krytykuję religijnych dogmatów, ani nie próbuję z nimi dyskutować. Wszelkie religie wymykają się zwykle racjonalnej ocenie, bo trudno dyskutować z głęboką wiarą, że zakaz spożywania wieprzowiny pochodzi od najwyższego i jedynego boga, skoro inny bóg, który też jest najwyższy i jedyny takiego zakazu nie stawia, za to każe pościć w piątki. Mogę nawet zrozumieć, że jakiś wyznawca innego i również jedynego boga nie daje sobie przetoczyć krwi, bo jego bóg mu tego zabronił. Jeśli wyznawcy stosują swoje nakazy i zakazy w swoim własnym gronie, to do pewnego stopnia jest to dopuszczalne. Do pewnego, bo jeśli pojawią się wśród nas wyznawcy Huitzilopochtli, którzy będą chcieli składać ofiary z ludzi, to dziś nikt tego nie zaakceptuje. Jest wiele jeszcze innych rytuałów i tradycji wywodzących się z różnych religii, które współcześnie należy zwalczać, ale nie o tym chcę dziś pisać.

Transseksualiści nie mogą być rodzicami chrzestnymi.

Tak orzekła watykańska Kongregacja Wiary, ponieważ już samo zachowanie transseksualne wskazuje na działalność sprzeczną z moralnym wymogiem rozwiązania własnego problemu tożsamości płciowej. Z tego względu uznano, że taka osoba nie spełnia warunku prowadzenia życia zgodnego z wiarą.
Wygląda na to, że świątobliwym ojczulkom z Watykanu transseksualizm pomylił się z transwestytyzmem. Nawet mnie to nie dziwi, skoro całe życie w kieckach chodzą. Jednak wypowiedź papieża na ten temat stawia sprawę jasno.

Akceptacja własnego ciała jako daru Boga jest niezbędna, by przyjąć cały świat jako dar Ojca i wspólny dom, natomiast logika dominacji nad własnym ciałem przekształca się niekiedy w subtelną logikę panowania nad stworzeniem. (…) Także docenienie własnego ciała w jego kobiecości lub męskości jest konieczne, aby móc rozpoznać siebie w spotkaniu z innym, różnym od siebie. W ten sposób można z radością przyjąć specyficzny dar drugiego czy drugiej jako dzieła Boga Stwórcy i wzajemnie się ubogacić. Z tego względu nie jest zdrowa postawa usiłująca zatrzeć różnicę płci, bo nie potrafi z nią się konfrontować.

Dlaczego jest to tak kuriozalne, nawet jeśli nie wychodzi się poza zakres myślenia katolickiego? Otóż katolicy nauczyli się już, że ludzie rodzą się z pewnymi wadami wrodzonym. Czasami z tego powodu nawet umierają. Jednak obecnie wiele z tych ułomności potrafimy leczyć. Dziecko, które kiedyś umarłoby z powodu poważnej wady serca, dziś przechodzi skomplikowaną operację. Dziecko które urodziło się ze zniekształconymi kończynami, dawniej skazane byłoby na kalekie i niepełnosprawne życie, dziś dzięki osiągnięciom ortopedii może zostać zdrowym i sprawnym człowiekiem. Ale wszystkie te osoby, które poddały się leczeniu jakichś wad wrodzonych, nie zaakceptowały własnego ciała jako daru boga. W identyczny sposób jak np. transseksualista który przez błąd natury urodził się mężczyzną, a dzięki operacji mógł swą świadomość kobiety połączyć z, danym mu przez medycynę, ciałem kobiety. Zatem ojcem czy matką chrzestną również być nie mogą według tej nowej doktryny Kościoła Katolickiego.
Ta historia ma morał podwójny. Po pierwsze, pokazuje jak bardzo chora jest postawa Kościoła wobec wszystkiego, co wiąże się z płcią. Po drugie pokazuje to – co każdy myślący człowiek jest w stanie stwierdzić – że to jest wiara i z rozumem nie ma kompletnie nic wspólnego.

Oceń felieton