Pomysł referendum na temat JOW nie przypadł mi do gustu, choć jestem daleki od posądzania Bronisława Komorowskiego o grę pod publiczkę. Rzekłbym raczej, że był to objaw całkiem uzasadnionej frustracji.
No bo spójrzmy na naszą rzeczywistość polityczną chłodnym okiem obserwatora.
Cóż mógł sobie myśleć prezydent Komorowski po przegranej pierwszej turze wyborów?
Cholera jasna, regularnie co parę lat pojawia się jakiś filip z konopi, który wyskakuje w wyborach i skłania rodaków do absurdalnego głosowania. Najpierw jakiś Tymiński, potem Lepper, aż wreszcie szansonista Kukiz, który przez całą kampanię ujadał: JOW, JOW, JOW.
W tym samym czasie kolejne rządy oskarżane są o rozkradanie Polski, a kolejni politycy o złodziejstwo i nawet nie można się bronić, bo w myśl genialnej teorii Ziobry, brak dowodów jest dowodem na to, że dowody zostały zniszczone.
Może zatem wprowadźmy wreszcie JOW i raz na zawsze wyeliminujmy z polityki takich Nikiforów, pardon Kukizów.
Przykład brytyjski pokazuje, że większościowa ordynacja wyborcza ogranicza scenę polityczną do najwyżej trzech liczących się ugrupowań i skutecznie blokuje polityczne efemerydy, choć niestety eliminuje także mniej efekciarskie, aczkolwiek być może pożyteczne partie. Na pewno JOW to nie jest cudowny lek demokracji, zapewne zabetonuje też scenę polityczną na długie lata, ale wyeliminuje raz na zawsze kukizopodobne nibypartie rzekomo antysystemowe.
Dlatego na pierwsze pytanie mam zamiar odpowiedzieć TAK. Chcę wprowadzenia Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Będzie to mniejsze zło niż kolejny Kukiz w polityce.
Pytanie drugie dotyczy finansowania partii politycznych. Bez wahania zagłosuję na TAK. Chcę, aby partie nadal finansowane były z budżetu, w przeciwnym razie politycy będą sprzedawani na targowisku. Partie i programy będą kompletną fikcją, a politycy będą już tylko pachołkami korporacji w tym międzynarodowych.
Trzecie pytanie referendum, choć stało się nieaktualne w wyniku przyjętej przez sejm ustawy, także nie budzi wątpliwości. TAK – jestem zwolennikiem tego, bo w sporach pomiędzy państwem a podatnikiem domyślnie racja była po stronie podatnika, jeśli przepisy w jakiejś kwestii są niejasne. Powinno tak być bez względu na straty finansowe państwa, bo jest to jedyny sposób, by posłowie uważniej konstruowali prawo.