Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Kryzys Seldona

Najbardziej klasyczna klasyka literatury fantastycznej to „Fundacja” Asimova. I to właśnie w niej pojawia się Hari Seldon – matematyk, który daje początek nowej dziedzinie nauki nazwanej psychohistorią. Wbrew pozorom to dziedzina ścisła posługująca się matematyką i psychologią do przewidywania losów cywilizacji ludzkiej. Seldon przewiduje upadek galaktycznego imperium i przygotowuje eksperyment, który po tysiącach lat upadku doprowadzi do odrodzenia się cywilizacji. Aby tak się mogło stać ludzkość będzie musiała pokonać pewne momenty, do których dochodzi co jakiś czas, gdy w wyniku splotu okoliczności pozostaje tylko jeden kierunek działania. Nazwano to w książce kryzysami Seldona. Oczywiście, aby ten kierunek działania został wybrany i podjęty ludzie muszą działać zgodnie ze swą naturą oraz intuicją i dlatego Seldon zadbał o to, by prócz niego nie było już psychohistoryków.
W trylogii Pauliny Hendel „Zapomniana księga” mamy właśnie do czynienia z typowym kryzysem Seldona. Zdziesiątkowani ludzie po wyniszczającej zarazie, postapokaliptyczna rzeczywistość, w której ludzie pozbawieni są całego dorobku cywilizacji XXI wieku. Co będzie dalej? W jednym z wątków „Atlasu Chmur” Davida Mitchella pokazany jest taki właśnie dystopijny scenariusz. Ludzkość pozbawiona dorobku naukowego i technicznego szybko wkracza w nową erę ciemności, przesądów i strachu. Prawdę powiedziawszy to najbardziej oczywisty scenariusz, gdy skupiska ludzkie stają się niewielkimi wspólnotami, które walczą o fizyczne przetrwanie.
O czym opowiada ostatnia część trylogii – „Łowca”? Pozornie jest to nieco inna wersja wydarzeń, które czytelnik poznał w pierwszym tomie. Ponieważ nic dwa razy się nie zdarza, to i przygody Huberta są nieco inne, a świadomość alternatywnej przeszłości wcale nie musi być pomocna w opanowaniu bieżących problemów. Tytułowa zaginiona księga przestaje być księgą zaginioną, a staje się księgą pisaną na nowo. Jednak i ona nie jest najważniejsza w trzecim tomie powieści.

Nic nie wyglądało na czarne i białe. Wszędzie wokół byli tylko zwykli, szarzy ludzie, którzy starali się przeżyć, nie myśląc o obcych.

Nie bez powodu zwracam uwagę na powyższe przemyślenia bohatera po jednej z najbardziej niebezpiecznych przygód, bo właśnie wtedy zdał sobie sprawę z tego, że taki model egzystencji oznacza powolną degradację. Hubert już wcześniej zauważał, jak bardzo ludziom po apokalipsie brakuje wiedzy i wielu umiejętności, by swój byt uczynić lepszym. I znalazł inne rozwiązanie, niż tylko dbać o przeżycie własnej wspólnoty. Być może nie potrafił tego odpowiednio nazwać, określić, uzasadnić – bo w końcu był tylko młodym człowiekiem, który z przymusu edukację zakończył w szkole średniej. Jednak doskonale zrozumiał go ojciec.

– Jedź – powiedział po chwili Daniel. – Ktoś w końcu musi odbudować stary świat

Los ludzkości jest w naszych rękach. Ta elementarna prawda nie zawsze trafia nam do przekonania. Często wolimy myśleć, że to wielcy tego świata decydują o jego przyszłości i pewnie w dużej mierze tak jest, ale w ostatecznym rozrachunku decydować będzie człowieczeństwo. Nie bez powodu Desmond Morris w swej słynnej książce „Naga małpa” pisał tak:

Wykazujemy skłonność do odczuwania dziwnego spokoju ducha, że to nigdy się nie zdarzy, że sytuacja nasza jest specyficzna, że w jakiś sposób pozostajemy poza kontrolą biologiczną. Ale to nieprawda. W przeszłości wymarło wiele wspaniałych gatunków, a my nie będziemy pod tym względem stanowić wyjątku.

Zresztą ta sama przestroga ubrana w fantastyczny kostium pojawia się także w książkach Stanisława Lema, czy w „Ziemiomorzu” Ursuli K. Le Guin. Wiara w ciągły rozwój cywilizacji jest kompletnie bezpodstawna, nawet niezbyt pilny gimnazjalista wie, że zdarzały się w historii okresy regresu. Paulina Hendel w swej powieści nie daje czytelnikowi prostych rozwiązań, nie unika pokazywania zagrożeń i nie epatuje łatwym optymizmem. A wszystkie te poważne zagadnienia stanowią część dynamicznej przygodowej narracji, która przypomniała mi książki Jacka Londona. Tą cechą wspólną są swoiste „warstwy” przeznaczone dla różnych odbiorców. Pewnie dlatego, choć nie jestem odbiorcą wirtualnym (dziś mówi się handlowo targetem), to również i ja mogę w tej powieści znaleźć coś interesującego. Możecie być pewni – drodzy czytelnicy – że o Paulinie Hendel jeszcze nieraz usłyszycie.
Czy „Zapomniana księga” ma jakieś minusy? Coś, co mógłbym wytknąć jako teoretyk literatury? Zapewne znalazłoby się coś, ale pisząc o dokonaniach innych mam zawsze „z tyłu głowy” starą fraszkę Tadeusza Boya Żeleńskiego.

Krytyk i eunuch z jednej są parafii
Obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi.

Życzę zatem przyjemnej lektury. Choć z drugiej strony… są tam rzeczy, które bardziej wrażliwym czytelnikom mogą się przyśnić w nocy. I wcale nie mam na myśli intrygującej postaci Izy towarzyszącej Hubertowi w większości przygód. 😉

5/5 - (1 vote)