W teorii literatury wyróżniamy trzy rodzaje komizmu. Jako pierwszy wymienia się komizm postaci, inaczej mówiąc śmiejemy się z osoby, która jest śmieszna i to według dzisiejszych standardów jest bardzo niepoprawne politycznie. Doskonałym przykładem wykorzystania komizmu postaci był francuski aktor Fernandel. Głupkowaty wyraz twarzy, idiotyczne miny, śmieszne zachowania i widownia pokładała się ze śmiechu. Tym samym rodzajem komizmu grał polski aktor Roman Kłosowski. Wystarczyło, by pojawił się na scenie i widownia nie przestawała się śmiać. W podobny sposób usiłuje grać Jim Carrey. Jednak to nie jest już to samo. Carrey po prostu nauczył się robić głupie miny.
Drugi rodzaj komizmu, to komizm sytuacyjny. Coraz częściej też będzie się kłócił z poprawnością polityczną. Wiele lat temu moja rodzicielka wróciła do domu krztusząc się ze śmiechu. Z przerywanej wybuchami śmiechu opowieści dowiedziałem się, że była świadkiem, gdy jakaś nobliwie wyglądająca jejmość o korpulentnych kształtach pośliznęła się na oblodzonym chodniku i zabawnie przebierała kończynami, jak żółw obrócony skorupą na dół. Pikanterii sprawie dodaje fakt, iż moja rodzicielka sama była wówczas niewiastą w wieku dość dojrzałym o budowie też raczej kulistej i w podobnej sytuacji mogłaby wyglądać identycznie. To było zdecydowanie niepoprawne politycznie, choć takie określenie wówczas nie funkcjonowało. Może i dobrze, bo przecież jednym z pierwszym gagów komediowych była scena, w której ktoś przewraca się na skórce od banana. Gdyby poprawność polityczna pojawiła się sto lat wcześniej, nie byłoby Charliego Chaplina.
Ostatni typ komizmu to komizm słowny. Jest najtrudniejszy w odbiorze i polega na przykład na zestawianiu ze sobą zdań sprzecznych lub nadawaniu słowom lub zwrotom innych – niż powszechnie przyjęte – znaczeń. Doskonałym przykładem jest stara angielska anegdota o uczonym przeprawiającym się przez rzekę. Z nudów pyta przewoźnika, czy umie pisać, gdy otrzymuje odpowiedź, że nie, mówi: „no to straciłeś pół życia człowieku”. Potem stawia pytanie o umiejętność czytania i otrzymuje identyczną odpowiedź, więc również podsumowuje to: „straciłeś pół życia”. W pewnej chwili płynąca kłoda dziurawi łódkę i przewoźnik pyta uczonego, czy umie pływać. Gdy otrzymuje odpowiedź, że nie, mówi: „no to straciliście całe życie panie”.
Są dowcipy, których przyzwoity człowiek po prostu nie opowiada. Nie są śmieszne, a opowiadającemu je w towarzystwie należy splunąć w pysk. Są też dowcipy, które powinno się opowiadać tylko i wyłącznie w prywatnym i zaufanym gronie. Mogą być śmieszne, ale ze względu na swą konotację obyczajową mogą stać się pewnym punktem zapalnym. Taki jest na przykład dowcip o pijanym mężu, który wraca do domu i już od drzwi wali żonę na odlew. Gdy ona pyta za co, pijak bełkocze: „gdybym wiedział za co, to bym zabił”. Ponieważ w naszym kraju przemoc domowa jest niebagatelnym problemem, w niektórych środowiskach ten żart może wywołać oburzenie jako rodzaj przyzwolenia, zaś w innych może zostać zrozumiany zbyt dosłownie. W tym gatunku mieszczą się setki dowcipów męsko-damskich, które bywa, że mężczyźni opowiadają w swym własnym gronie. Jednak nie są to żarty dopuszczalne w każdym towarzystwie i raczej należy je traktować poufnie.
Powstaje zatem pytanie w jakim celu „Wprost” publikuje podsłuchane żarty polityków, które sam tygodnik zaliczył do tzw. burdelowych?
Czy w trosce o państwo? A może jednak w trosce o poprawienie wyników sprzedaży?
6 komentarzy “Niepoprawność polityczna”
Po to, aby społeczeństwo, przekonało się, że goście uważani za angielskich gentlemenów to pospolite chamy i buraki.
PS
Teraz już wiem po kim masz takie poczucie humoru.
Nie wierze, aby ktokolwiek obdarzony chociaz szczypta zdrowego rozsadku, uwazal przedstawicieli naszej klasy politycznej za gentlemanow. Zlosliwi twierdza, ze gdyby wrzucic granat do sali sejmowej, mielibysmy salatke z burakow. Niestety, taka jest prawda. To, w znakomitej wiekszosci, parweniusze, dla ktorych wejscie do polityki jest awansem spolecznym i finansowym. A zachowuja sie tak, jak sie zachowywali zawsze. Kto sie urodzil wroblem, nie zdechnie kanarkiem. Podczas wczorajszego wystapienia Prezydent Komorowski chyba slusznie zauwazyl, ze jest to kwestia generacji – nikt chyba nie wyobraza sobie w takiej sytuacji s.p. pana Mazowieckiego czy Skubiszewskiego. Ja tylko mam nadzieje, ze z poziomem klasy politycznej nie jest az tak zle, jak z tym frakiem, ktory dobrze lezy dopiero w trzecim pokoleniu.
Masz rację. Trzeba jednak pamiętać, że taką mamy klasę polityczną, na jaką zasłużyliśmy. Mazowiecki, Geremek, Skubiszewski – to inne pokolenie. PRL niszczył inteligencję, niszczył dawną kulturę, zasady w imię tworzenia socjalistycznego człowieka. Skoro my sami tacy jesteśmy, to jakim cudem nasi przedstawiciele mają być inni.
Z drugiej strony nadal wolę Sikorskiego, który mimo wszystko jednak zna zasady zachowania się na salonach i potrafi mówić prawidłowo po polsku, niż prezesa, który nie mówi k***, ale bełkocze w języku polskawym, robi podstawowe błędy gramatyczne i jest niechlujny.
@Belfer,
Mosz chopie recht, jak mawiaja moi przyjaciele z zakamuflowanej opcji niemieckiej. Nasza klasa polityczna jest emanacja nas samych, nie urodzi wrona sokola. Ja tez wole Sikorskiego, niz Kaczynskiego, chociaz czasami wkurza mnie niemilosiernie. Ale przynajmniej nie mowi jak Gomulka – „zrobilismy”, „bylismy”, zamiast „zrobilismy” czy „bylismy”. I nie probuje mnie lajac w kazdym swoim wystapieniu.
Wygląda mi to na duchową pauperyzację polskich elit. Warto pamiętać, że pokolenie Mazowieckiego wyrosło w czasach gdy na czele KK w Polsce stał kardynał prymas Wyszyński. Jemu nie można w żaden sposób zarzucić braku kultury i formatu męża stanu. Poziom był wtedy bardzo wysoki. A teraz jest inaczej, na czele KK stoją inni ludzie a im podobni są w Sejmie, mediach itd. Czyli mamy sezon buraczany wyróżniający się niebywałym urodzajem. Zrobiło się w Polsce naprawdę czerwono od tych buraczanych zachowań. Mam nadzieję, że wkrótce ta buraczana kultura pójdzie na kompost i w ten sposób do czegoś się przyda. Bo po kartoflach, burakach niewiele trzeba aby było dobrze.
Warto przytoczyć opinię płynącą zza granicy:
Jak pisze we wtorek „FAZ”, istota skandalu polega nie na tym, co członkowie polskiego rządu mówili i jakich używali słów, lecz na tym, że byli podsłuchiwani. Politycy też mogą domagać się, by ich prywatne rozmowy pozostały sprawą prywatną – uważa autor komentarza.
Jak ocenia konserwatywny niemiecki dziennik, to, że ministrowie, rozmawiając ze sobą, stosują wulgarne słownictwo, nie jest naganne, dopóki są oni w stanie rozróżnić, w jakim otoczeniu które słowa są na miejscu, a w jakim nie. „Rząd polski ma rację, traktując aferę jak atak na państwo polskie” – podkreśla.