Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Coś się kończy, nic się nie zaczyna

 
Gdzieś na przełomie lat 89/90 znajomy rolnik, który właśnie pozostał z trzema pralkami Wiatka i czterema lodówkami Mińsk kupionymi za tzw. kwity za żywiec*, wkurzył się strasznie, ponieważ właśnie ruszył import zachodniej elektrotechniki i jego sprzęt wyhaczony w lokalnym GSie – niedawno wart nowego „poloneza” – właśnie zbliżał się wartością do cen złomu. Wściekły i rozczarowany pomstował na Wałęsę i na polską inteligencję, ponieważ to ich właśnie uważał za źródło swojego nieszczęścia.
No powiedz pan sam – mówił do mnie, gdy przywiózł mi kopę jajek do domu – czy komuś było źle?
Takodpowiedziałem – było źle. Bo to ja musiałem jeździć do pana po jajka, a pan mi marudził, że nie ma, że się nie opłaca, że kury się nie niosą. A teraz nagle zaczęły się nieść i to tak, że pan po wsi jeździ i sprzedaje.
A bo pan się nie znasz panie T. na ekonomii
– odpowiedział rolnik – Wtedy opłacało się zawieźć jaja do miasta, ugadać się z jakąś sklepową i mieć spod lady różne rzeczy.
Nie wszyscy się cieszyli z upadku PRL. Niedaleko mnie mieszkał pan J., który żył wtedy jak pączek w maśle, bo miał rodzinę w Niemczech. Pozwalał mi korzystać ze swojego warsztatu, w którym własnymi siłami naprawiałem wiecznie psującego się „malucha”. Dostawał ode mnie za to talony na benzynę, którą potem sprzedawał przyjeżdżającej do Polski rodzinie za ceny prawie niemieckie. Na początku lat dziewięćdziesiątych wpadł w depresję, choć na oko nie miał powodów do narzekania. Problem w tym, że inni też już mieli magnetowidy, kolorowe telewizory, a za oknami anteny satelitarne, szwajcarskie czekolady były w spożywczym sklepie, a benzyna nie była już na talony.

Od tego czasu obserwuję coraz częściej postawy, które całkowicie negują jakikolwiek dorobek tych 25 lat od bankructwa PRL. Oglądając popularne internetowe memy możemy dojść do wniosku, że nadal najlepszą polską drogą jest słynna „gierkówka”, bo nie wybudowano ani kilometra autostrad, a jeśli nawet wybudowano to i tak się nie nadaje do użytku. W Polsce jest permanentna nędza, ludzie umierają z głodu na ulicach, więc pozostaje dziwić się, że jeszcze nie doszło do wybuchu kolejnej Rewolucji Październikowej.

Niedawno przyglądałem się profilowi na Facebooku pewnej młodej dziewczyny, która urodziła się już w czasach współczesnych. Nigdy nie cierpiała biedy, choć dopiero zaczyna studia, ma samochód, który kupili jej rodzice. Jej politycznym idolem jest Janusz Korwin Mikke. Ten sam, który mówi, że gwałt to nie zawsze jest gwałt, bo kobieta to tak trochę się opiera, udaje… ten sam, który otwarcie mówi, że według niego kobiety nie powinny mieć praw wyborczych, bo są zdecydowanie głupsze od mężczyzn i na polityce się nie znają.

Oglądam wiadomości, a tam rozmaici eksperci analizują sytuację polityczną mniej więcej na poziomie lekko upośledzonego gimnazjalisty. Lider partii opozycyjnej, która wręcz tragicznie przegrała wybory do PE i nadal nie przekracza wymaganego progu 5% w sondażach, głośno krzyczy o konieczności natychmiastowych przedterminowych wyborów. Więc zaczynam się zastanawiać, czy ktoś im wszystkim coś do jedzenia dosypuje, że kretynieją w tak zastraszającym tempie?

Już nawet nie próbuję tłumaczyć nikomu sedna obecnej afery podsłuchowej, bo szkoda czasu. Sprawia to wrażenie takie, jakby spora część ludzi, kompletnie nie potrafiła zrozumieć tego, co usłyszeli. Epoka niedoboru szarych komórek? W internecie znalazłem taki oto niby-wiersz. Pasuje do mojego nastroju.

bardzo krótki wiersz o frustracji

już
kurwa
brak mi

słów.


* Rolnicy w końcu lat 80′ oddając tuczniki do punktów skupu dostawali niższą oficjalną cenę, ale dostawali kwity, które były talonami uprawniającymi do kupna deficytowych artykułów AGD.

Oceń felieton

4 komentarze “Coś się kończy, nic się nie zaczyna”

Możliwość komentowania została wyłączona.