Ten uczynił, czyja korzyść – to stara rzymska zasada prawna. Pozwoliłem sobie te słowa z komentarza do poprzedniego felietonu wykorzystać w oryginalnej łacińskiej wersji. Cokolwiek bowiem powiesz po łacinie, zabrzmi mądrze. Dodam zatem jeszcze jedno łacińskie zdanie, które do obecnej sytuacji pasuje – Quis penis aquam turbat.
Kto zatem mąci, kto odnosi korzyść z tej kolejnej afery podsłuchowej?
Z całą pewnością nie jest to afera Watergate, to nie ideowi dziennikarze ujawniają aferę na szczytach władzy, aby bronić demokracji. Dziennikarze z tygodnika „Wprost” to jedynie pożyteczni idioci, którym ktoś wcisnął gotowe materiały, całkiem możliwe, że już częściowo spreparowane. „Wprost” nie zanotuje nawet znaczącego wzrostu nakładu, bo już dzisiejszy numer rozczarowuje przegadanym tekstem i bardzo niewielką ilością cytatów z podsłuchanych rozmów. Lada moment zresztą interweniować będzie policja i prokuratura, więc zapewne od dziennikarzy nic więcej się już nie dowiemy.
Jedna z rozważanych opcji mówi, że nagrania to efekt działania zagranicznych agentów, a wiadomo że na destabilizacji politycznej w Polsce może skorzystać jedynie Rosja, dla której aktywność Polski w sprawach związanych z Ukrainą jest sola w oku. Dla Rosjan byłoby korzystne, by aktywność Polski na forum UE zmalała. Jednak w tym wypadku konieczne jest założenie, iż te nagrania robiono od dawna, a teraz właśnie zdecydowano się na publikację, po wybraniu odpowiednich fragmentów. Według mnie jest to wariant mało prawdopodobny. Sytuację w Polsce Rosjanie mogą łatwiej zdestabilizować rzucając na pożarcie coś, co dotyczy katastrofy smoleńskiej, a bez niepotrzebnego ryzyka. Permanentne nagrywanie w jednym miejscu przez obcy wywiad jest też ogromnym ryzykiem dekonspiracji.
Pisowski szef CBA – Mariusz Kamiński – stwierdził, że każda agencja detektywistyczna mogła założyć taki podsłuch. Oczywiście profesjonalny sprzęt można bez trudu kupić na Allegro lub Ebay. Jednak założenie profesjonalnie takiego sprzętu, żeby działał bez ryzyka wykrycia przez wiele miesięcy, a – kto wie – może i lat, to już zupełnie inna sprawa. Agencja detektywistyczna musiałaby mieć też zamożnego i poważnego zleceniodawcę. Ryzyko jest duże, bo to jest łamanie prawa, więc honorarium też musiałoby być spore. To wariant bardzo mało prawdopodobny.
Wszystko zatem wskazuje na to, że jednak to jakieś komórki polskich służb dokonywały tych nagrań. Mogły to robić bezpiecznie bez obawy o dekonspirację, mogły bowiem wkraczać do restauracji w dowolnych momentach pod pretekstem zabezpieczenia antyterrorystycznego. Poza tym to panowie ze służb tajnych jako jedyni mogli wiedzieć, że od dawna polscy politycy mają zwyczaj rozmawiać o sprawach państwowych w restauracjach. To dość niefrasobliwe i zagranicznemu wywiadowi mogło nie przyjść do głowy, że jakiś ważny polityk może być tak lekkomyślny.
Jednak nadal nie wyjaśnia to motywów i tego w czyim interesie te nagrania ujrzały światło dzienne. Warto wiedzieć, że „Wprost” nie dostał tych materiałów w sobotę.Wiadomo, że kilka dni zawsze musi zająć zweryfikowanie nagrań i ich zapisanie. Nagrania też dostały inne redakcje, które jednak nie zdecydowały się na publikację. Zatem właściciel nagrań się zabezpieczał, wiedział, że nie wszyscy będą skłonni opublikować te nagrania.
Warto wiedzieć, że dziennikarze otrzymali te materiały jeszcze przed głosowaniem w sprawie immunitetu Mariusza Kamińskiego. Powszechnie uważano, że Kamiński trafi do sądu, że odpowie za łamanie prawa, mogły się wydać sprawy, które bezpośrednio zaszkodziłyby najwyższym urzędnikom 4RP. Nikt się nie spodziewał, że Kamiński z tego głosowania wyjdzie cało. Zatem stworzenie zasłony dymnej w celu obniżenia wiarygodności rządzącej Platformy Obywatelskiej, pokazanie niekompetencji lub nawet złej woli polityków, to bezpośrednia korzyść PiS. Jest to także wreszcie szansa dla PiS na upadek rządu i przejęcie władzy zanim tajemnice 4RP wyjdą na jaw.
Możliwe, że nigdy nie doczekamy się wyjaśnienia tej sprawy, ponieważ dla państwa będzie korzystniejsze utajnienie autorów tych nagrań. Jednak fakt, że dziś Donald Tusk nie ogłosił dymisji rządu wyraźnie oznacza, że nie obawia się wypłynięcia kolejnych nagrań. Całkiem możliwe, że to jest bardzo istotny sygnał. Właściciel podsłuchów nie pokazał nam drobnej próbki, ale wystrzelał już naboje największego kalibru, nic więcej interesującego w tych nagraniach nie ma.
3 komentarze “Is fecit, cui prodest”
Musze przyznac, ze premier Tusk mnie zaskoczyl. Spodziewalem sie dymisji szefow ABW i BOR. Ale musze tez przyznac, ze niewielu naszych politykow tak sobie radzi z dziennikarzami jak on. Nie wiem co prawda, czy jest to powod do chwaly, bo pismaki przyszly na konferencje wyraznie nieprzygotowane. Zas najbardziej ubawilem sie, widzac sejmowy plankton wzywajacy do dymisji rzadu i przedterminowych wyborow. Juz dawno nie widzialem tylu karpi glosujacych za przyspieszeniem Bozego Narodzenia.
A sentencja „Quis penis aquam turbat” – pyszna.
Myślę, że dymisje będą, ale nie od razu. Sam Sienkiewicz jednoznacznie dość oznajmił, że ta sprawa kończy jego karierę polityczną, a rozwiązanie jej jest jego ostatnim politycznym zadaniem.
Faktem jest, że Tusk logicznie i spokojnie udowadniał dziennikarzom, że w treści rozmów nie ma nic aż tak bardzo bulwersującego, że najbardziej problematyczne fragmenty podsłuchów to rozmowa byłych polityków, którymi zwyczajnie zajmie się prokurator.
Po kolejnych kilku dniach nadal nie ma nic, co by „przebiło” pierwszą część nagrania. Mało tego, im więcej jest materiału, tym mniej bulwersujące to się wydaje.