Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Tak, ale…

Czy Jan Kazimierz był jasnowidzem? Kilka dni temu w „Gazecie Wyborczej” ukazał się niezwykle ciekawy i dość kontrowersyjny wywiad z Janem Sową, socjologiem i eseistą.
Kontrowersyjną tezę o zaborach zaczyna od postaci króla Jana Kazimierza, który w mowie sejmowej przewidywał, do czego doprowadzi opór szlachty przeciw reformom. Mówił: „Moskwa i Ruś odwołają się do ludów jednego z niemi języka i Litwę dla siebie przeznaczą; granice Wielkopolski staną otworem dla Brandenburczyka (). Wreszcie Dom Austriacki, spoglądający łakomie na Kraków, nie opuści dogodnej dla siebie sposobności i przy powszechnym rozrywaniu państwa nie wstrzyma się od zaboru”. I stawia tezę, że Jan Kazimierz zrezygnował w 1668 r. z korony polskiej, bo nie był w stanie przeprowadzić reform umożliwiających skuteczne rządzenie państwem.
Bez dodatkowych wyjaśnień powstaje wrażenie, że oto wśród królów elekcyjnych pojawił się władca światły i przewidujący, a polski ciemnogród nie dał mu rozwinąć skrzydeł i zmusił do abdykacji. Nie lubię jednostronnej interpretacji historii, więc dodaję kilka informacji, które nieco rozjaśniają cienie wokół działalności króla. Po pierwsze, warto pamiętać, że słynny potop szwedzki zawdzięczamy właśnie Janowi Kazimierzowi. Należał on bowiem do szwedzkiej dynastii Wazów i miał wielką ochotę na tron szwedzki, jak to się formalnie wcześniej udało Zygmuntowi III. Z drugiej zaś strony wcześniejsza unia personalna pomiędzy Rzecząpospolitą a Szwecją dawała pretekst Karolowi X Gustawowi do objęcie tronu polskiego, trzeba przy tym wspomnieć, że dysponował on sporym poparciem, głównie na Litwie. Jeśli tego dodamy pretensje Jana Kazimierza do tronu szwedzkiego, z których nie chciał zrezygnować, mamy gotowy przepis na wojnę.
Po drugie w okresie panowania Jana Kazimierza miało miejsce wiele niekorzystnych zdarzeń,którym król nie umiał lub wręcz nie chciał zapobiec. W 1658 roku należący do ultrakatolickiego obozu król poparł sejmową uchwałę, która nakazywała wyrzucenia Arian z Polski. Słynna mowa królewska o zagrożonej Rzeczypospolitej miała związek nie z reformami, ale planem przeprowadzenia elekcji vivente rege (za życia króla), bowiem Jan Kazimierz za namową żony stworzył w Polsce stronnictwo francuskie i forsował kandydaturę księcia Henryka Juliusza Burbon-Condé. W tamtym okresie coraz bardziej żywe były w Polsce idee wyboru na króla kogoś, kto byłby Polakiem. Stąd pomysł Jana Kazimierza nie spotkał się z przychylnością. Jednak ten nie zamierzał zrezygnować ze swych planów i w końcu doprowadził do wojny domowej w latach 1663-1666. Nie bez racji należy wspomnieć, że Jan Kazimierz nie lubił swej polskiej korony, ani państwa. Miał wielkie i sprzeczne ze sobą ambicje, chciał być wicekrólem Portugalii, kardynałem, królem Szwecji, a polska korona wydawała mu się jakimś ciążącym nad nim fatum. Może dlatego, że po koronacji poślubił wdowę po swym bracie Władysławie IV?
Jednym słowem, gdy mówimy o rozbiorach, które nastąpiły ponad sto lat później, to polityka Jana Kazimierza była jedną z podwalin pod te rozbiory.

Czy rozbiory oznaczały modernizację Polski? Odpowiedź na to pytanie też nie jest prosta. Co prawda Jan Sowa twierdzi, że już od XVI w. na zachód od Łaby poddaństwo chłopów powoli znika. Na wschód od Łaby wręcz przeciwnie. Powstanie styczniowe na Kresach przegrało w dużej mierze dlatego, że chłopi uważali, że to jest powstanie Polaków, czyli szlachty, która chciała bronić swoich interesów, m.in. prawa do wyzyskiwania chłopów. Jest to w części opinia uprawniona, ale Powstanie Styczniowe było po blisko stu latach od rozbiorów, więc gdzie ta modernizacja? Sowa spogląda okiem socjologa, zamiatając pod dywan fakty, które do teorii mu nie pasują. Owszem, trzeba o tym mówić i warto podkreślać, że wiek XVII – stulecie wojen doprowadziło Polskę do swoistego bankructwa. Zabrakło nam ludzi światłych, wykształconych, którzy zdolni byli prowadzić kraj w zmieniającym się świecie. W drugiej połowie wieku XVIII pojawiły się pierwsze próby ratowania sytuacji, ale nawet ówcześni uczeni, historycy mieli wrażenie, że wcześniejsze losy kraju to tylko losy zapijaczonych warchołów. Nie zdawali sobie sprawy, że nie oni pierwsi są rzecznikami rozumu w tym kraju.
Rozbiory wypadają mniej więcej wtedy, kiedy ma miejsce rewolucja amerykańska i francuska – dwa wielkie triumfy nowoczesności. Moim zdaniem były trzecim triumfem – eliminacją resztek tego, co przednowoczesne i antynowoczesne. – jest w tej opinii Jana Sowy wiele racji. Polska stała się anachroniczna, pomimo usilnych prób jej modernizowania podejmowanych w wieku XVIII. Warto też dodać, że te najpiękniejsze idee jak Konstytucja 3 Maja pozostały niezrealizowane, bowiem opór ciemnoty był zbyt silny.

Wydaje mi się, że warto rozwinąć jedną z istotnych myśli Sowy.
Bliska jest mi wizja Marii Janion, według której zjawy z przeszłości nawiedzają nas, a ich pozycja jest wręcz silniejsza niż żyjących. /…/ Podpowiadają nam np. tzw. ideę jagiellońską, czyli przekonanie, że Polska powinna być regionalnym hegemonem, zwłaszcza na obszarze dawnych Kresów. Tymczasem zza naszej wschodniej granicy dociera do nas wiele sygnałów, że mieszkańcy naszego niegdysiejszego imperium nie tylko nie chcą w nas widzieć protektorów czy opiekunów, ale aktywnie nas nie lubią. Wskazuje na to opór wobec polskiej pisowni nazwisk i nazw miejscowości na Litwie czy niedawna afera z obrzuceniem jajkami Bronisława Komorowskiego na Ukrainie.
Tzw. polityka jagiellońska jest jednym z filarów polityczno-historycznego myślenia braci Kaczyńskich i taką politykę usiłował prowadzić Lech Kaczyński wobec Litwy, co zostało doszczętnie skompromitowane brakiem jakiegokolwiek sukcesu. Taka polityka ma też swoje źródło w idei Piłsudskiego, która również nie wypaliła. A wszystko bierze się z wadliwej oceny okresu jagiellońskiego w historii Polski. Większość ludzi patrzy bowiem na ten okres jako budowanie potęgi Polski, a tak naprawdę Polska Jagiellonów stała się zaczątkiem późniejszej klęski. Unia z Litwą skierowała naszą uwagę na wschód, doprowadzając do swoistego kolonizowania tamtych obszarów, zaś odwróciła nas od tego, co w końcu okazało się dużo ważniejsze, od zachodu. Rzeczpospolita Obojga Narodów stawała się coraz bardziej wschodnia, ze wschodnimi zwyczajami i sposobem traktowania państwa i władzy. Część kraju, która potem trafiła pod zabory pruski i austriacki musiała się przyzwyczaić do zmian, ale ta z zaboru rosyjskiego tkwiła w starych przyzwyczajeniach. Do dziś przez Polskę przebiega nieoznaczona, ale widoczna granica, która widoczna jest w umysłach ludzi.

5/5 - (1 vote)

Komentarz do “Tak, ale…”

Możliwość komentowania została wyłączona.