Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Porządny złodziej, czy nazistowski zbrodniarz?

Czy można zrehabilitować hitlerowskiego mordercę? Jakkolwiek wydaje się to kuriozalnym pomysłem, to informacja w lokalnej gazecie „Bayerische Beobachter” stawia sprawę w całkiem realnych barwach. Tytuł niewielkiego artykułu jest intrygujący: Miliony za nazistowskiego dziadka? Jednak aby to zrozumieć, powinniśmy odbyć podróż w czasie.
Jest chłodny i deszczowy wieczór w listopadzie 1934 roku. W podmonachijskim miasteczku Starnberg na ulicy Zweigstrasse 3 mieszka wraz z rodziną Abel Wallach, zasymilowanym Żyd, którego przodkowie żyli w Niemczech od pokoleń. Wallach pracował jako kasjer na pobliskim dworcu kolejowym i tego wieczoru skończył pracę po odjeździe ostatniego wieczornego pociągu w kierunku Monachium. Było późno, więc wkrótce wraz z żoną położyli się spać. Mieszkali praktycznie sami od czasu, gdy ich najmłodszy syn Emil wyjechał na studia, dwie starsze córki wyszły za mąż wiele lat wcześniej i obydwie mieszkały w Monachium. Historia, która zaczęła się tego wieczoru w Starnbergu mogła mieć całkiem inny finał, gdyby gospodarzowi nie przyszło do głowy zejść z sypialni na pięterku na dół. Dziś nie wiemy, czy zapomniał wcześniej zabrać ze sobą nocnika, czy zachciało mu się pić, a może chciał tylko sprawdzić, czy drzwi wejściowe są zamknięte.
Niestety tego wieczoru do pracy wyruszył też Alois Bursche, trzydziestoletni robotnik, powszechnie uważany za nicponia i lenia, który dorabiał na drugi etat jako zwyczajny pospolity złodziej. Bursche włamał się do domku państwa Wallach i zaczął szukać łupów. Jednak wtedy został przyłapany przez właściciela. Niestety ponad sześćdziesięcioletni Wallach nie miał szans w starciu z rosłym trzydziestolatkiem, podczas szarpaniny Bursche uderzył gospodarza domu ciężką kryształową popielnicą i rozbił mu czaszkę. Ponieważ taka sytuacja przytrafiła mu się po raz pierwszy w złodziejskiej karierze, wpadł w panikę i dla zatarcia śladów podpalił dom. Żona Wallacha, nieco przygłucha, nie usłyszała szamotaniny na dole, drewniany domek szybko zajął się ogniem i wkrótce spłonął doszczętnie, kryjąc w zgliszczach zwłoki małżonków. Nie odbudowano go, dziś w tym miejscu jest skwerek przed lokalną apteką.

dworzec
Mały dworzec w Starnbergu nie zmienił się od lat trzydziestych.

Pechowy złodziej został jednak zatrzymany przez miejscowego policmajstra, znaleziono przy nim wytrychy i skojarzono z napadem na dom Wallachów, ponieważ patrol zgarnął go ulicę dalej. Dalsza część wydarzeń ma już bezpośredni związek z rządzącą od roku w Niemczech partią Narodowych Socjalistów Hitlera. Podczas procesu sprytny adwokat wyciągnął na jaw żydowskie pochodzenie rodziny Wallachów i nadał historii profil ideologiczny. Dom miał spłonąć przypadkiem podczas awantury, która wybuchła gdy Wallach miał rzekomo obrazić kanclerza Adolfa Hitlera. W ten sposób złodziejaszek Bursche awansował do roli patrioty i obrońcy ojczyzny, wstąpił do NSDAP i przeżył wojnę, skutecznie unikając powołania do Wermachtu jako członek miejscowych władz. Trzeba też dodać, że zrezygnował ze swojego złodziejskiego rzemiosła, wobec łatwego dopływu dóbr pożydowskich w następnych latach, ustatkował się i w 1938 roku ożenił. Jeszcze przed wybuchem wojny urodził mu się syn, który otrzymał na imię Heinrich.
Najmłodszy syn Wallachów miał ogromną intuicję. Ponieważ dom rodzinny spłonął całkowicie, nie miał do czego wracać, a farsa, jaką stał się proces mordercy dała mu impuls do wyjazdu z Niemiec. Znalazł się w Londynie, gdzie dzięki krewnym swojej matki, mógł skończyć studia, a po wojnie dzięki swojej znajomości niemieckiego stał się cenionym pracownikiem brytyjskich sił okupacyjnych w Niemczech. I to właśnie dzięki uporowi Emila Wallacha w 1946 roku ponownie odbył się proces Aloisa Bursche. Został osądzony jako zbrodniarz nazistowski, powszechna była wiedza o jego przynależności do NSDAP, sąsiedzi za nim nie przepadali, a do tego przedwojenny proces też nie przysłużył mu się zbyt dobrze. Został uznany winnym zbrodni morderstwa na dwóch osobach z powodów rasistowskich i skazany na śmierć. Wyrok wkrótce wykonano. Takie procesy odbywały się czasami w ówczesnych Niemczech, pozwalały bowiem na pewnego rodzaju ułudę samooczyszczenia się niemieckiego społeczeństwa.
Syn Aloisa Bursche miał wówczas siedem lat. Heinrich Bursche wraz z matką wyprowadzili się ze Starnbergu i zamieszkali w Monachium, gdzie w wielkomiejskim gwarze nikt nie pytał o przeszłość. Heinrich pracował w handlu, po latach dorobił się własnego sklepu z elektroniką użytkową. Ożenił się w 1968 roku i miał jednego tylko syna. Urodzony w 1970 roku Kurt Bursche jest właśnie bohaterem współczesnej części tej historii. Otóż mając lat ponad czterdzieści postanowił stoczyć walkę z niemieckim wymiarem sprawiedliwości o rehabilitowanie dziadka, którego nie miał okazji poznać.
Dziadek był zwyczajnym złodziejem, a kradł z konieczności. – wyjaśnia gazecie Kurt Bursche – W latach trzydziestych nadal panowała powszechna bieda związana z wielkim światowym kryzysem i ludzie musieli sobie jakoś radzić.
Dlaczego poszedł okraść Żydów? – zastanawia się Bursche dalej.
Zapewne dlatego, że Żydzi byli zwykle bogatsi niż reszta. – dodaje po namyśle.
Czego oczekuje Kurt Bursche? W pozwie domaga się odszkodowania za niesłuszne skazanie dziadka, a także odszkodowania za straty moralne i traumatyczne dzieciństwo.
Gdyby dziadek został skazany za zwykłe włamanie i nieumyślne zabójstwo – wyjaśnia – nie dostałby kary śmierci i żyłby dalej. Ja sam żyłem przez lata w traumie, inne dzieci miały dziadków i babcie, a ja o swoim nawet nie mogłem wspomnieć, ponieważ figurował na liście nazistowskich zbrodniarzy. Rozumiem tragedię Betty Goering, która postanowiła się wysterylizować, sądząc, że w genach może przenosić jakąś skazę czyniąca z ludzi potworów. Podobnie ja się czułem przez dziesiątki lat, a mój dziadek był przecież zwyczajnym porządnym złodziejem.
Kurt Bursche domaga się od rządu federalnego półtora miliona euro odszkodowania i zadośćuczynienia za własne cierpienia dziecka pozbawionego dziadka. Źródła swoich dzisiejszych problemów – samotności (nie był nigdy w żadnym związku uczuciowym) i bezrobocia (nie ukończył żadnej szkoły zawodowej) – upatruje w traumie dzieciństwa.
Babcia kiedyś mi powiedziała – kończy Bursche rozmowę z dziennikarzem – że dziadek był porządnym Niemcem i lubił łowić ryby.

Oceń felieton

9 komentarzy “Porządny złodziej, czy nazistowski zbrodniarz?”

Możliwość komentowania została wyłączona.