Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Za trzydzieści parę lat…

W drugiej połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku szlagierem stała się piosenka Jana Pietrzaka (to do niej nawiązuje tytuł felietonu), zaśpiewana przez niego chyba na którymś z festiwali opolskich. Było to zanim jeszcze stał się nieugiętym opozycjonistą walczącym ostrzem satyry. W tamtym czasie szalenie modne było przewidywanie jak świat będzie za tych trzydzieści parę lat wyglądał. Jak będzie w roku 2000 – na ten temat pisano w gazetach, urządzano konkursy literackie i plastyczne dla dzieci i młodzieży.
Pamiętam konkursowe rysunki pokazujące samobieżne chodniki na ulicach i latające samochody. To ostatnie było nieco śmieszne, gdy wspomni się, że zwykłych samochodów było jak na lekarstwo i dzieciarnia zbiegała się, gdy na mojej ulicy czasem zaparkowała jakaś warszawa lub wołga. W lokalnym konkursie plastycznym i tak wygrał jednak chłopiec, który po prostu namalował mapę Europy, a na niej nazwy państw. Różniła się tym od prawdziwej mapy, że np. na terytorium Francji widniał napis Socjalistyczna Republika Francji. Podobnie pozmieniał nazwy innych kapitalistycznych krajów. No i musiał wygrać.
Na szczęście taka wizja roku 2000 się nie spełniła.
Ludzie zawsze lubili takie wróżenie z fusów, co będzie kiedyś i jak będzie? Do tych, którzy potrafili wyobrazić sobie kierunek postępu technicznego, należał Francuski pisarz Juliusz Verne. W jednej z powieści opisał zaawansowaną technicznie łódź podwodną z napędem elektrycznym. Było to w czasach, gdy prąd elektryczny traktowano bardziej jak ciekawostkę niż wynalazek o ważnym znaczeniu. A tymczasem trzydzieści lat później inny autor science fiction, który wymyślił atak Marsjan na Ziemię, Herbert George Wells uważał, że łodzie podwodne nie mogą się nadawać do niczego i co najwyżej można się w takiej lodzi udusić pływając bezwładnie.

Z Ziemi na Księżyc - ilustracja
Z Ziemi na Księżyc – ilustracja

Juliusz Verne opisał także lot na Księżyc, który przez następnych sto lat wydawał się czystą mrzonką. Wielokrotnie najwięksi uczeni wypowiadali się, że maszyny cięższe od powietrza latać nie będą, a rakiety uważano za czystą fantazję. Z drugiej zaś strony byli badacze, uczeni i inżynierowie, którzy pragnęłi dokonać tego, z czego inni się śmiali z politowaniem. Do takich otwartych umysłów należał Konstanty Ciołkowski, który nie w literacki, ale techniczny sposób przewidział możliwość lotu w kosmos.
Dziś wszyscy śmiejemy się z nieudanych przepowiedni i twierdzeń, które jasno pokazują, jak bardzo potrafili się mijać z rzeczywistością nawet najwięksi. Niejeden informatyk uruchamiając kolejny komputer z gigabajtami pamięci, uśmiechnie się wspomniawszy słynną wypowiedź Billa Gatesa o tym, że 640kB pamięci powinno wystarczyć każdemu albo o tym, że nigdy nie powstanie system 32-bitowy.
Niektóre przewidywania są zbyt trudne do wyrażenia w określonej dziś i teraz rzeczywistości. Orson Scott Card pisząc słynną „Grę Endera” nie potrafił sobie wyobrazić świata bez podziału na kapitalistyczny świat zachodni i strefę wpływów rosyjskich, w której nadal istniał komunizm. Nic to. Jeszcze w 1988 roku wśród zachodnich polityków istniały opinie twierdzące, że demontaż systemu komunistycznego to zadanie na przynajmniej jeszcze sto lat.
Dziś nie wyobrażamy sobie życia bez elektryczności. Brak prądu w domu to dla współczesnego troglodyty apokalipsa i koniec świata. Nie włączy komputera ani telewizora. Przestaje działać lodówka, kuchenka, pralka, wieczorem brakuje światła. Kilka dni bez prądu i w miastach mogą zacząć dziać się dantejskie sceny. Nie działają kasy fiskalne w sklepach, więc nie można nic kupić, a gdyby nawet ktoś chciał coś sprzedać to jak się dodaje i mnoży takie ogromne słupki liczb. No z tym ostatnim to może trochę przesadziłem. Ale tylko trochę. A przecież w XIX wieku profesor Oxfordu twierdził, że lansowane właśnie na Wystawie Światowej w Paryżu światło elektryczne zniknie wraz z tą wystawą i nikt nigdy o nim już nie usłyszy. Największy wynalazca wszechczasów Tomasz Edison uważał z kolei, że prąd zmienny w elektryczności to bzdura i fanaberia, a przyszłość ma prąd stały.
Amerykanie lubili sobie wyobrażać rozmaite klęski spadające na świat i Amerykę. A może tylko na Amerykę, bo Ameryka i świat to dla nich to samo. Były to katastrofy kosmiczne takie, jak w „Independence Day”, ale też rozmaite zagrożenia terrorystyczne, z których oczywiście Amerykanie wychodzili obronną ręką, silniejsi, zjednoczeni i jeszcze bardziej demokratyczni niż kiedykolwiek przedtem. Tymczasem jednak, gdy zagrożenie stało się rzeczywistością, wybuchła panika i obywatele USA z radością wyzbyli się większości demokratycznych praw o które tak zażarcie niegdyś walczyli. Rzeczywistość przerosła fantastyczne filmy.
Wiemy, jaki świat jest dziś, ale jaki będzie za pięćdziesiąt lub sto lat? Czy współczesna nauka potrafi przewidzieć cokolwiek?

Oceń felieton