Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Atlas chmur

Akcja powieści Davida Mitchella rozgrywa się w wielu miejscach i czasach jednocześnie. Początkowo wydaje się, że są to oddzielne opowiadania z morałem. Najpierw poznajemy amerykańskiego notariusza płynącego statkiem przez Pacyfik w połowie XIX wieku. Potem akcja przenosi się w pierwszą połowę XX wieku, a bohaterem staje się młody kompozytor, który czyta dziennik z podróży przez Pacyfik. Ponieważ komponuje on utwór „Atlas chmur na sekstet”, może się wydawać, że to on stanie się postacią wiodącą. Potem jednak przesuwamy się w drugą połowę XX wieku. Jedna z postaci jest adresatem listów pisanych w poprzedniej części, zaś w życiu bohaterki tego epizodu również stają się ważne te listy, a także utwór piszącego listy kompozytora. Kolejna część rozgrywa się w Anglii w czasach komórek, internetu i podobnych jak w poprzednich epizodach ludzkich problemów i wyborów. Pomimo, że czytelnik już zaczyna dostrzegać nieprzypadkowość tych narracji, to nadal jeszcze brakuje mu obrazu całości. W kolejnej części przenosimy się w koszmarny świat przyszłości. Europa jest zgniłym, nieważnym miejscem upadku, które wymienione zostaje tylko raz. Centrum cywilizacji znajduje się na dalekim wschodzie. Światem rządzi Jednomyślność, którą określa się jako korpokrację. Co ciekawe to nie Chiny stały się podstawą tej nowej cywilizacji lecz Korea i to z wyraźnym wskazaniem na komunistyczną Północ, która rzecz jasna komunistyczna być przestała. Podstawą istnienia imperium jest idea dżucze zaszczepiona w chińsko-japońsko- koreańskie posłuszeństwo władzy, tradycja niewolnictwa i zachłannego kapitalizmu korporacyjnego. Jeśli ktoś zna gorszą i bardziej ohydną mieszankę, to proszę, ja nie znam. Społeczeństwo podzielone jest na czystokrwistych, czyli konsumentów i fabrykantów, genetycznie modyfikowanych niewolników. W zasadzie juz się nie chce myśleć o przyszłości, lecz David Mitchell rysuje nam jeszcze jeden obraz, prymitywne lub raczej sprymitywniałe społeczeństwo na wyspach Pacyfiku po upadku ziemskiej cywilizacji.
Czytelnik zaczyna się domyślać, że ów świat korpokracji mógł stać się zalążkiem klęski i początkiem upadku cywilizacji. Charakterystycznym zabiegiem jest zastąpienie nazw przedmiotów nazwami firm. Tak jak niegdyś nazwa firmy Rover przeniosła się na rowery (w innych językach nazywane bicyklami), a Elektroluks i odkurzacz przez lata były synonimami, tak w tym wyimaginowanym świecie przyszłości film to disney, osobisty komputer to sony, jeździ się zaś fordami po fordostradzie. Bohaterka tego świata jest fabrykantą, a więc wyhodowaną w laboratorium niewolnicą do pracy w barze szybkiej obsługi. Jednak genetycznie modyfikowane istoty czasem bywają inne niż je zaprojektowano. Tutaj mamy z taką właśnie sytuacją do czynienia – Sonmi stająca się symbolem walki z Jednomyślnością, w kolejnej epoce staje się boginią wyspiarzy z Pacyfiku, których życie jest poplątaniem resztek wiedzy z dawnych czasów i zabobonów właściwych ludom pierwotnym.
Dla Sonmi los jest niełaskawy. Powstanie się nie udało, została pojmana i skazana na śmierć przez władze jednomyślności. Bohater pierwszej części dopływa do domu, uchodzi z życiem z niebezpiecznej przygody, ponieważ rzekomy lekarz pragnie go otruć dla bogactwa, które przewozi w skrzyni podróżnej. Adam Ewing ratuje życie niewolnikowi, a ten później odwdzięcza się mu. Życie bohatera zmienia się bezpowrotnie, bo postanawia dołączyć do abolicjonistów i walczyć o zniesienie niewolnictwa. Robert Frobisher – młody kompozytor z wielkimi długami, wydziedziczony przez ojca, znajduje przystań w Belgii u dogorywającego na syfilis brytyjskiego kompozytora. Pisze listy do przyjaciela, który jest także kimś więcej. Opowiada mu o pracy sekretarza, o żonie kompozytora, która staje się jego kochanką, wreszcie i o córce, w której się zakochuje. W tym dość przyziemnym świecie jest także jednak miejsce na twórczość, gdy Robert kończy swą kompozycję „Atlas chmur na sekstet” popełnia samobójstwo i tak do końca nie wiadomo, czy jest to samobójstwo z miłości, czy też z braku miłości. Dziennikarka, która jest bohaterka kolejnego epizodu spotyka adresata listów Roberta kilkadziesiąt lat później w windzie. Jest on znanym fizykiem i za jego sprawą wplątuje się w sensacyjną akcję godną Roberta Ludluma, gdzie wszędzie czyha płatny morderca, a skorumpowani są prawie wszyscy. Lecz pomimo tego, ze trup ściele się gęsto, autor ukazuje nam szczęśliwe zakończenie. W tym świecie jeszcze są szczęśliwe zakończenia. Podobnie jak w czasach nam współczesnych, gdzie bohaterem staje się niemłody już wydawca książek, który w wyniku nie do końca uczciwych interesów musi uciekać przed braćmi swojego klienta. Trafia do domu starców, do którego podstępem skierował go brat, choć tego nasz bohater nie jest do końca pewny. Wreszcie udaje mu się uwolnić, pisze książkę, na podstawie której nakręcono film i ten właśnie film ogląda Sonmi w dalekiej przyszłości.
Podsumowaniem jest historia Zachariasza, który żyje na wyspie już po upadku cywilizacji. Istotą życia ludzi jest zanikająca już wiedza, którą jednak próbują kultywować posyłając dzieci do szkoły, a z drugiej strony są to wierzenia charakterystyczne dla ludów pierwotnych. NA wyspę od czasu do czasu przybywają swym statkiem Profeci, którzy handlują z plemieniem Zachariasza. Profeci są inni. Pochodzą z wyspy, która jest nieznana, dysponują technologią, lecz chorują i powoli wymierają. Jednak ich istnienie w tym świecie ma swoje skutki dla bohatera i jego przyszłości. Po latach opowiada wnukom całą historię. Jest w tym nadzieja, ale i smutna prawda, że ludzkość czeka znów mozolna droga do cywilizacji.
Na podstawie powieści nakręcono znany film. Wyreżyserowali go twórcy Matrixa – bracia Wachowscy. Pardon. Dziś to już brat i siostra. Larry Wachowski stał się Laną Wachowski. Trzecim współautorem scenariusza i reżyserem jest Tom Tykwer – twórca filmu Pachnidło. Po takiej trójcy należałoby się spodziewać arcydzieła, ale film arcydziełem nie jest. David Mitchell rysuje swe postaci kreską godną szkiców Michała Anioła, w filmie mamy już rysunek w stylu Disneya. Rober Frobisher, którego w książce podejrzewamy o biseksualizm, a może raczej o taką grecką antyczną rozwiązłość, o pewnych sprawach dowiadujemy się z pewnymi niedomówieniami, niejako zgodnie ze stylem lat trzydziestych, W filmie jest gejem, jego epizod zaczyna się od sceny w łóżku ze swym przyjacielem, a w jednej ze scen późniejszych ma nawet ochotę na starego kompozytora – swego pracodawcę. Filmowa korpokracja przyszłości oraz podziemny ruch buntowników przypominają raczej nieudany pierwowzór Matrixa niż precyzyjnie stworzony świat Mitchella. Pomijam już fakt, że uporządkowane kolejno opowieści w książce, w obrazie filmowym zostają poszatkowane niemiłosiernie. Taki jest oczywiście dyktat języka filmowego, aby upewnić się, że widz zrozumie przesłanie, ci sami aktorzy grają postaci w kolejnych wątkach. Aby pokazać związki poszczególnych opowieści, zmiany następują w każdym ważniejszym dla akcji momencie. Oczywiście w każdej adaptacji filmowej z konieczności są skróty i uproszczenia, w filmie całkowicie znika córka brytyjskiego kompozytora, przez co motywacje postępowania Robeta stają się niejasne lub raczej muszą stać się ewidentnie gejowskie, by można je było zrozumieć. Przybywający na wyspę Zachariasza Profeci w filmie są przedstawicielami rasy pozaziemskiej i cała rzecz kończy się happy endem Zachariasza i Profetki Meronym na „innej” Ziemi, na której bohater już jako starzec opowiada wnukom swą historię.
Rodzeństwo Wachowskich wraz z Tomem Tykwerem stworzyli sprawnie wyreżyserowaną historyjkę dla dużych dzieci, którą ogląda się przyjemnie i z pewnym poczuciem intelektualnej szarady, bo przecież trzeba tyle zagadek rozwiązać i tyle klocków dopasować do siebie, tyle że rozwiązania te podawane są przez autorów na tacy niczym Zielona Pożywka.
Nie jestem pewny, czy powieść Davida Mitchella jest dziełem wiekopomnym, być może tak, natomiast jestem pewny, że adaptacja filmowa jest dziełkiem przeciętnym.

Oceń felieton