Dlaczego piszę o Korei? Takie pytanie zadała mi wczoraj znajoma podczas rozmowy telefonicznej. Ktoś inny z kolei twierdzi, że rysuję czarne scenariusze, które nie mają poparcia w rzeczywistości. Świat zajmuje się raczej zamachem w Bostonie, a Polska bredzeniem Antoniego Macierewicza. Sytuacja w Korei, która jest gdzieś na końcu świata lub nawet poza naszym światem nikogo nie obchodzi i nikt nie przywiązuje do tego żadnej wagi.
Co wiemy o Północnej Korei, państwie komunistycznym, które powstało po II Wojnie Światowej. Pierwszym władcą był marionetkowy początkowo przywódca desygnowany przez Związek Radziecki – Kim Ir Sen. Była to epoka stalinowska, zimnowojenna, a w Korei skończyła się atakiem komunistów na Południe. ONZ udzieliło mandatu wojskom amerykańskim, aby pomóc w utrzymaniu niepodległości. Kim Ir Sen był dyktatorem tak jak Stalin, tylko w ZSRR epoka stalinowska się skończyła i polityka wobec własnego społeczeństwa stała się nieco liberalniejsza. Podobnie w innych krajach komunistycznych. Jednak w Korei to nie nastąpiło. Korea Północna żyła przez lata utrzymując ludzi w syndromie oblężonej twierdzy. Coraz mniej więzów łączyło ten kraj z innymi, szczególnie po upadku systemu komunistycznego w Europie. Nastał czas kolejnego dyktatora Kim Dzong Ila, który stał się niejako władcą dziedzicznym. Zniknął ZSRR i inne „bratnie kraje”. Nikt nie chciał już udzielać ciągłej pomocy niewydolnemu reżimowi, który kosztem całej gospodarki budował ogromną armię. Jedyne kontakty, które Korea Północna jeszcze miała na przyzwoitym poziomie, to stosunki z Iranem, Irakiem Husejna, Kubą, Birmą i różnymi małymi krajami, w których rządzili dyktatorzy. Dużej pomocy udzielił Korei prezydent Wenezueli Hugo Chavez, który wspierał także Kubę.
Od lat w Korei zdarzały się klęski głodu, a z pewnością panuje tam chroniczne niedożywienie. Karne obozy pracy niewolniczej są tam jedyną siłą sprawczą gospodarki. Nominalnie PKB Korei Północnej wynosi 1700 dolarów rocznie na osobę. Jednak w praktyce większość wydawana jest na zbrojenia. Dziś w Korei rządzi kolejny dyktator z tej samej dynastii – Kim Dzong Un. Wielokrotnie wcześniej w najtrudniejszych czasach dyktatorzy tego państwa „potrząsali szabelką”, grozili sąsiadom z Południa i Japonii, co kończyło się kolejną turą rozmów pokojowych i Północ dostawała pomoc humanitarną, żywność i leki, a także pieniądze, które natychmiast wydawała na zbrojenia. Taka sytuacja powtarzała się wiele razy i tak samo jest i dziś. Tylko teraz prawdopodobne jest, że Korea posiada broń atomową. Nawet biorąc pod uwagę przestarzałe wyposażenie armii, Koreańczycy z Północy są w stanie zaatakować Seul za pomocą broni jądrowej, a to oznaczałoby straty dużo większe niż podczas ataku na Hiroszimę i Nagasaki. Dziś władze Korei Północnej oświadczyły, że są gotowe do rozpoczęcia rozmów pokojowych, o ile ONZ zrezygnuje z sankcji, a USA i Korea Południowa zrezygnują z prowadzenia wspólnych manewrów wojskowych. Oczywiście oficjalnie nie ma mowy o zniesieniu sankcji, ani żadnych przeprosinach, ale nie zdziwiłbym się, gdyby do Phenianu pojechali jacyś mało znaczący pracownicy ministerstw USA i Korei Południowej z walizką pieniędzy dla dyktatora i czymś, co Kim Dzong Un mógłby w swej telewizji pokazać jako przeprosiny. I tak do następnego kryzysu.
Znając historię i europejską mentalność, można sobie wyobrazić stopniową erozję systemu komunistycznego, w wersji europejskiej. Częściowo zresztą tak było, przyczyną upadku systemu komunistycznego w Europie była kompletna niewydolność ekonomiczna i zachodnie sankcje, a także wyścig zbrojeń, którego ZSRR nie wytrzymał. Jednak z drugiej strony była także „marchewka” pokazanie i uświadomienie europejskim reżimom, że będzie możliwa pomoc gospodarcza, inwestycje i strukturalna przebudowa, jeśli zapanuje demokracja. W Korei jest to niemożliwe. Mamy tam do czynienia z systemem stalinowskim, który wręcz stał się teokracją, ponieważ założyciel państwa Kim Ir Sen czczony jest jak bóg. Widzimy też, ze reżim stworzył własną dynastię, a więc jest to już coś w rodzaju komunistycznej monarchii absolutnej. Naród jest w całkowitej izolacji od ponad 60 lat. Społeczeństwo jest zmanipulowane w takim stopniu, że nawet to sobie trudno wyobrazić. W Korei Północnej nie ma mowy o stopniowej erozji systemu i otwieraniu się na nowe trendy ze świata. Społeczeństwo ma charakter kastowy, a kasta rządząca po zmianach musiałaby odejść w niebyt.
W Korei nie ma ropy naftowej, więc Stany Zjednoczone nigdy nie „zaniosą” tam wolności i demokracji. Przez lata zapewne państwa uprzemysłowione będą przekupywać koreańskich dyktatorów, aż w końcu zdarzy się dostatecznie zdeterminowany szaleniec. Gdy wybuchnie wojna, to nie będzie ona bez znaczenia, bo jest na końcu świata, czyli „nigdzie”. Europa odczuje ją bardziej niż się tego spodziewa. Według mnie w przewidywalnej perspektywie do takiej wojny dojdzie, a konsekwencje będą większe niż ktokolwiek myśli.
Ewentualny konflikt zbrojny na Półwyspie Koreańskim odczuje cała światowa gospodarka. Chwilowy krach na giełdzie będzie niczym wobec problemów związanych z wstrzymaniem dostaw elektroniki i podzespołów do Europy i Ameryki – ekonomiści są raczej zgodni, że problemy giełdowe nie są najważniejsze. Ale w przypadku dłużej trwających działań wojennych odbije się to na Korei Południowej i Japonii – gigantach elektronicznych świata współczesnego. Zanim machniemy ręką, popatrzmy ile fabryk w Polsce opiera swą produkcję na koreańskich i japońskich częściach, komponentach i prefabrykatach.
W naszym kraju południowokoreańskie inwestycje sięgnęły już 1,4 mld dolarów. Zainwestował u nas LG (ma dwie fabryki, w których zatrudnia razem z podwykonawcami ok. 13 tys. osób), wroniecka fabryka pralek i lodówek przed trzema laty została przejęta przez Samsunga. Z kolei w Bełchatowie swój zakład produkcyjny ma Humax – jeden z największych na świecie producentów telewizyjnych dekoderów. Jeśli wstrzymane zostaną dostawy komponentów z Korei Płd., najprawdopodobniej produkcja w tych zakładach może zostać wstrzymana. – można wyczytać w artykule na stronach Wirtualnej Polski i trudno się z taką diagnozą nie zgodzić.
2 komentarze “Do trzech razy sztuka”
Belfer w super formie…
Oby tylko ludność Korei Pn. przebudziła się, przestała czcić swoich bożków, zażądała reform i demokracji. Bo demokratyczne kraje bardziej niż dyktatury dbają o swoich obywateli a także obywateli innych krajów nie strasząc ich wojną.
To co mozemy zrobic? Jakie rozwiazania moglbys nam zasugerowac?