Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Ile kosztuje demokracja?

Nawet najzagorzalsi wielbiciele epoki słusznie minionej, czyli PRL przyznają, że kraje tzw. „obozu socjalistycznego” były zacofane względem zachodu zarówno pod względem technologicznym, jak i poziomu dobrobytu ludności. O przyczynach tego stanu rzeczy można długo dyskutować, lecz nie to jest najważniejsze. Gdy w 1989 roku przestało istnieć pierwsze państwo z „socjalistycznego obozu” – Polska Rzeczpospolita Ludowa, zaraz potem podobne procesy zaczęły zachodzić w kolejnych krajach. Najbardziej spektakularne było zawalenie się systemu w dawnej NRD. Niemcy wschodnie przez cały okres istnienia były oknem wystawowym socjalizmu. Miały pokazywać, jak dobrze żyje się w ustroju komunistycznym, dlatego też nie szczędzono środków, aby tego dokonać.
Pod koniec lat osiemdziesiątych okazało się jednak, że system gospodarki sterowanej centralnie zbankrutował. Porównanie zachodnich kapitalistycznych Niemiec z socjalistycznym kadłubkiem niemieckim na wschodzie dawało oczywiste rezultaty. Z jednej strony rozmaite modele Volkswagena, z drugiej Trabant. Na zachodzie Mercedes, na wschodzie Wartburg. Z jednej strony AGFA lub BASF, z drugiej ORWO. W każdej gałęzi przemysłu znajdziemy podobne porównania. Wypadają one niekorzystnie dla socjalizmu. Po całkowitym upadku komunizmu w Europie naturalne wydawało się, że powinno dojść do ponownego zjednoczenia obu części Niemiec. I tak się stało. Aby wyrównać różnice w połowie 1990 roku oba niemieckie państwa zawarły unię walutowo-gospodarczą, a później po dość krótkim procesie negocjacyjnym, w którym pełnoprawnie brała udział także Polska, nastąpiło całkowite zjednoczenie Niemiec. Warto być może o tym napisać, ale nie to jest tematem moich rozważań.
Od tego czasu zjednoczenie Niemiec kosztowało już ponad 1,5 biliona euro, które zapłacili głównie podatnicy w zachodnich Niemczech. Pomimo dość dużego już wyrównania poziomu życia i infrastruktury, nadal co roku do wschodnich Niemiec płynie blisko 100 miliardów euro i końca nie widać.
O ile Koreę Południową można porównać ekonomicznie z gospodarką zachodnich Niemiec, to trudno porównywać wschodnie Niemcy i Koreę Północną. Komunistyczna Północ z klanowym systemem sprawowania władzy i wręcz teokracją dynastyczną ma fatalną sytuację gospodarczą. Połowa narodu w ten lub inny sposób jest pod bronią, armia jest jedynym priorytetem gospodarczym. Ekonomia opiera się na niewolniczej pracy setek tysięcy ludzi w obozach porównywalnych do obozów hitlerowskich. Z Korei Północnej dochodzą niestety wiarygodne informacji o aktach kanibalizmu, o głodzie prześladującym ludność kraju od dziesięcioleci, a jednocześnie władcy kraju dążą do wywołania wojny atomowej.
W ten czy w inny sposób nasuwa to myśli o przyszłości. Co będzie z Koreą w latach następnych? Czy można mówić o zjednoczeniu obu części Korei? Jaki byłby koszt takiego zjednoczenia? Niestety z całą pewnością koszt takiego zjednoczenia przekracza możliwości Korei Południowej.
Zakładając rzetelność danych, o które w przypadku Korei Północnej trudno, to Korea Pd. ma PKB ponad 22 tysiące dolarów na mieszkańca, a Korea Pn. 1700 dolarów. Proste obliczenie wykaże, że roczne proste wyrównanie poziomu to koszt prawie 500 miliardów dolarów, czyli blisko 3 razy więcej, niż w przypadku byłego NRD. W praktyce byłoby to jeszcze więcej, a na względne wyrównanie poziomu technicznego, ekonomicznego i mentalnego na pewno nie wystarczyłoby 10 lat. W przypadku NRD nie wystarczyło, w przypadku Korei byłoby jeszcze gorzej.
Co to oznacza? Świat nie jest zainteresowany zmianami w Korei Północnej, bo to oznaczałoby zbyt wielkie koszty, które mogłyby doprowadzić do załamania ekonomicznego w tamtym rejonie świata. Dążeniem zarówno samej Korei Południowej, jak i Stanów Zjednoczonych będzie raczej doprowadzenie do czegoś w rodzaju „komunizmu z ludzką twarzą”, takie same zamiary zapewne mają Chiny, dla których istnienie komunistycznej Korei na północy jest wygodne. Niezależnie od tego czy szaleńcy z Korei Północnej dalej będą dążyć do wojny, to zainteresowane potęgi światowe – Rosja, USA i Chiny – będą starać się o utrzymanie status quo. Oznacza to, że jeśli Kim Dzong Un nie okaże się kompletnym idiotą i szaleńcem, to jego wnuki jeszcze będą kolejnymi „ukochanymi przywódcami” Korei Północnej.

PS. Muszę dodać ważne uzupełnienie tego tekstu. W jednym z poprzednich tekstów o Korei napisałem, że w moim odczuciu wojna z Koreą Północną jest nieunikniona w jakimś niedługim (w sensie historycznym czasie). Moim zdaniem nie będzie to wojna ograniczona, nieprzewidywalność Korei Pn. zmierza bowiem w niebezpiecznym kierunku. Powyższe rozważania o kosztach zjednoczenia Korei, mają jako punkt wyjścia stan po takiej wojnie, po której Korea Pn. jako państwo przestanie istnieć.
I właśnie dlatego światowe mocarstwa – moim zdaniem – odsuwają tę groźbę, używając tymczasowych środków i sposobów, które i tak w końcu nie przyniosą rezultatów.

Oceń felieton

10 komentarzy “Ile kosztuje demokracja?”

Możliwość komentowania została wyłączona.