Rozczaruję dziś miłośników chocholego tańca, czyli polityki. Ostatni taniec to nie podsumowanie wątpliwej logiki ostatnich wymysłów ekipy Kaczyńskiego na „becikowe” do pełnoletności. Do szpitala na oddział psychiatryczny, ja mam ciekawsze tematy.
Wiele lat temu, z oczywistym w PRL opóźnieniem wszedł na ekrany film muzyczny „Dzięki Bogu już piątek”. U nas wtedy jeszcze nie było wolnych sobót co tydzień. A ci biedni pracownicy w tym okrutnym kapitalizmie co tydzień w piątek musieli gnać na dyskotekę. Film ma dość prostą intrygę, choć wielowątkową. Rzecz dzieje się w dyskotece, której DJ ma szansę stać się gwiazdą radia, jeśli w programie wystąpi znany zespół „The Commodores”. Zespół przybywa, ale gdzieś zawieruszył się kierowca z instrumentami muzyków. To ważny, choć nie jedyny wątek. Lokalny podrywacz odwiedza dyskotekę jak w zwykle w celu znalezienia dziewczyny na noc. Znajduje mężatkę zirytowaną sztywniactwem swojego męża. Osobne wątki dotyczą młodzieży, która z wieczorem dyskotekowym wiąże nadzieję na poznanie kogoś interesującego. Zabawna była scena, w której stała bywalczyni dyskotek instruuje mniej obytą koleżankę, że ma unikać młodzieńców, którzy noszą poliestrowe koszule. Dziś młodzi powiedzieliby, że to „wiocha”. Śmieszne mogło wydawać się to, że u nas wtedy moda na poliester rozwijała się właśnie na dobre.

Jedną z postaci jest też młoda dziewczyna, która późno wychodzi z pracy z zarobioną właśnie tygodniówką, w ostatnim momencie kupuje wspaniały strój i również przybywa na dyskotekę. Jednak ona nie chce tańczyć, ona chce zdobyć swą szanse i zaśpiewać. Niestety disc jockey nie chce sobie zawracać głowy początkującą piosenkarką, skoro ma nadzieję na występ sławnego zespołu. Jednak film kończy się wielowątkowym happy endem. Dwoje młodych spotyka się i tańczą, a chłopak ma koszulę z bawełny. Dyskotekowy Casanowa zostaje ukarany, młoda mężatka w ostatniej chwili zaczyna rozumieć, że jednak męża kocha, luksusowe auto podrywacza zostaje kompletnie zdewastowane i to w zasadzie tylko przypadkiem. Donna Summer jednak ma okazję zaśpiewać i staje się gwiazdą wieczoru i tylko Commodores nie bardzo wiedzą po jaką cholerę kazali im występować w tym filmie.
Donna Summer była wówczas mało znaną piosenkarką w Polsce. Jednak jej popisowy numer z tego filmu – Last Dance – stał się przebojem. Żywiołowa piosenkarka zrobiła w kolejnych latach wielką karierę, chyba znacznie większą niż zespół Commodores. W końcu lat siedemdziesiątych nagrała dwupłytowy album koncertowy zatytułowany „Live and More”. To wspaniały album i dziś po wielu latach mam możliwość znów cieszyć się tą wspaniałą muzyką.
http://youtu.be/UVShxahrOAQ
Tu piosenka Last Dance z innego, choć również dynamicznego koncertu. Warto posłuchać.
5 komentarzy “Last Dance”
To była wiocha i jest wiocha. Młodzi mieliby 100 procentową rację.
Dziwię się Tobie belfer, że poważnego faceta rajcują takie klimaty i porządny sprzęt katuje na takie coś. Podobno lampy źle znoszą ten rodzaj muzyki.
PS
Jak już takie cóś lubisz, to se Górniak posłuchaj.
Polecam, rewelacja-profanacja
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=veGqSkr6FSk
Kolega kupił i odrestaurował kultowego volkswagena „ogórka”, father boss zapewne poradziłby odremontować starego żuka. To podobnie jak z porównaniem Donny Summer i Górniak.
Słowo „wiocha” dotyczyło poliestrowych koszul, które tak uwielbiasz father bossie. 😛
Tak czy siak wiocha belfer. Z młodości pamiętam wiejską dyskotekę będąc na wczasach w pomorskim. „I Feel Love” bisowali z pięć razy.
Ale zabawa była przednia. Tak niewiele potrzeba do szczęścia, byle była wódka i kobiety.
Niestety te okolice coraz bardziej się wieśniaczą co niestety jest nie tylko moim spostrzeżeniem.
http://www.gp24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20121223/SLUPSK/121229903
*
PS
Panie uczeń obie panie są siebie warte.
W końcu jak wam to robi przyjemność, wasza sprawa. Są nawet faceci co pragną być kobietą.
Ja tylko tylko wyraziłem tylko swoje skromne zdanie.
🙂