Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

2012

Miał być koniec świata, a nie było. Nie był to zresztą pierwszy spektakularny koniec świata, którego nie było. Pierwszy z najgłośniejszych miał nastąpić po upływie pierwszego tysiąclecia od urodzin Chrystusa. Miał przyjść potwór Lewiatan i zniszczyć świat. Gdy to nie nastąpiło, ludzie wylegli na ulice z radością, pijąc, tańcząc i śpiewając. I tak już zostało – stąd wziął się karnawał.
Drugi koniec świata miał nastąpić za sprawą komputerów i cofnąć nas w mroki średniowiecza przez tzw. pluskwę (bug) milenijną i też nie nastąpił, ponieważ okazało się, że ewentualne problemy wcale nie wystąpiły. I na dodatek wcale by nie wystąpiły, ponieważ większość newralgicznych dla świata komputerów nigdy nie używała systemu Windows.
Tegoroczny koniec świata doczekał się nawet imponującej wizualizacji, którą zrealizowano z niesamowitym nakładem sił i środków.

Filmowy koniec świata
Filmowy koniec świata

Filmowy koniec świata był efektowny, dramatyczny i w odpowiednich momentach ckliwo-łzawy, jak wszystkie amerykańskie produkcyjniaki. Skłonił mnie do myślenia w jednym tylko momencie. Filmowy prezydent USA nie skorzystał z możliwości ratunku i pozostał na ulicach wraz ze zwykłymi szarymi obywatelami. Który z prawdziwych przywódców postąpiłby tak samo? Nie mam złudzeń, ten film to bajka.
Wiele razy w historii świata ludzie czekali na koniec świata. Czasami ów koniec przybliżali tak, jak zrobili to w 1978 roku członkowie sekty Świątynia Ludu, którzy popełnili zbiorowe samobójstwo. Jednak naprawdę koniec świata jest przeżyciem indywidualnym Jak pisał Czesław Miłosz:
W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
/…/
Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.

Zawsze końcówka roku skłania do przemyśleń i refleksji. Zastanawiamy się, co nam się udało, a co było porażką, dokonujemy rachunku sumienia i często obiecujemy sobie zmienić coś w następnym roku. Media podsumowują wydarzenia polityczne i ekonomiczne. Ja zaś przejrzałem swoje wpisy na blogu z ostatniego roku. Niektóre z nich osiągnęły zaskakującą dla mnie popularność. Nudny w sumie i szczegółowy felieton na temat ACTA został przeczytany przez ponad trzy tysiące internautów już pierwszego dnia i przez następne tysiące w dniach następnych. Zaś felieton z marca „Seks i apokalipsa”, który napisałem ze szczególnym zaangażowaniem zyskał niespełna pięćdziesięciu czytelników i pomimo kilku pozytywnych ocen nikt go nawet nie „polubił” na Facebooku. Wciąż nieustającym powodzeniem cieszą się wszelkie wypowiedzi na temat „prawie zamachu” w Smoleńsku i nieszczęsnych losach biednego Jarosława, ale też i Marty Kaczyńskiej. Artykuły te gromadzą tylu przeciwników PiS, co i zwolenników. Ci ostatni – zdarzało się – nie szczędzili mi obelg przesyłanych prywatnie przez formularz kontaktowy. Natomiast z minimalnymi emocjami spotkał się felieton „Top Shot” z grudnia, który ja sam uważałem za ważny i warty większej dyskusji.

A noworoczne postanowienia? Zdecydowałem się, że będę podejmował tylko takie, które mają szansę się spełnić. Zatem codziennie będę robił się starszy, za to niekoniecznie mądrzejszy. Będę pisał, o ile będę miał coś do napisania i będę zdrowy, o ile nie zachoruję. Czego i Wam czytelnicy życzę. 😉

Oceń felieton

Komentarz do “2012”

Możliwość komentowania została wyłączona.