Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Żywi i martwi

Jak co roku, na przełomie października i listopada rozpoczynają się dyskusje o importowanym święcie Halloween. Księża wygłaszają kazania, grzmią z ambon, że to obcy zwyczaj, a nawet że diabelski i groźny. Samo święto – hucznie obchodzone głównie w krajach anglosaskich bierze swój początek zapewne z obyczajów celtyckich. W dzień Samhain obchodzono koniec okresu letniego i początek zimowego, a druidzi wierzyli, że w ten dzień zaciera się granica pomiędzy światem zmarłych i światem żywych. W ten dzień zapraszano duchy przodków, a odganiano rozmaite złe duchy, które mogły żyjącym zaszkodzić. Najprawdopodobniej to właśnie w celu odegnania upiorów kapłani przebierali się w czarne stroje i zakładali rozmaite straszne maski. Lampiony, dziś wykonywane z dyni, kiedyś robiono z rzepy i miały moc zaproszenia dobrych duchów.
Chrześcijaństwo w całej Europie dążyło do likwidacji miejscowych pogańskich zwyczajów, a gdy się to nie udawało, to w jakiś sposób próbowało „oswoić” te pogańskie obrzędy. W ten sposób trochę pogańsko a trochę chrześcijańsko od tysiąca lat obchodzi się święto zmarłych, gdzie śladem obłaskawiania duchów są kwiaty lub inne ozdoby zanoszone na cmentarze, a ognie palone na grobach przywołują duchy przodków, aby wspierały żywych i dawały im moc wieczności. Stosunkowo niedawno wyodrębniły się wesołe obchody Halloween. Przebieranie się za rozmaite postaci z horrorów lub baśni, za duchy i umarłych ma także cel oswojenia śmierci, która przecież pomimo swej oczywistości pozostaje straszną i niezgłębioną tajemnicą. Dzisiejsza forma obchodów tego dnia pojawiła się w wieku XX.
Dawni Słowianie i Bałtowie w tym samym czasie obchodzili święto Dziadów. Całkiem nieźle, jak na etnograficznego dyletanta, opisał je w swoim poemacie Adam Mickiewicz. Tu także przywoływano dobre duchy przodków, pytano o radę lub proszono o pomoc. Próbowano obłaskawić dusze, które mogły mieć złe zamiary i odstraszano upiory. Zwyczaj palenia świeczek, kaganków lub ognisk dziś przerodził się w zwyczaj palenia zniczy na cmentarzach. Kiedyś ogień i światło miały wskazać drogę wędrującym duszom, ale także odstraszać upiory – one należały do świata ciemności. Charakterystyczne dla naszych przodków było zanoszenie na cmentarze, nie kwiatów, ale jedzenia. Dusze należało nasycić. Stawiano na grobach miseczki z miodem, kaszą i jajkami. Pomimo aktywnej walki kościoła z tymi pogańskimi zabobonami, obrzędy Dziadów obchodzono jeszcze w XIX wieku. Kościół zgodził się zaadoptować niektóre ze zwyczajów i tak powszechne w niektórych rejonach stawało się obdarzanie jałmużną ubogich wędrownych żebraków, w zamian za modlitwę – to surogat dawnego „karmienia” dusz. Dawne światła na rozstajach dróg zastąpiły znicze na cmentarzach. Zwyczaj odwiedzania grobów i modlitw odprawianych na cmentarzach zastąpił wcześniejsze obrzędy Dziadów.
Coraz bardziej popularne Halloween – lubiane głównie przez handlowców, sprzedających gadżety – nie ma korzeni w naszej kulturze i jest tworem sztucznie wprowadzanym, ale walka religijna z tym zjawiskiem, jako dziełem szatana i oddawaniem się czarnej magii, jest zwyczajnie żenująca ze strony współczesnego chrześcijaństwa. W całej masie współczesnych obrzędów, nawet kościelnych, jest wiele naleciałości starożytnego pogaństwa, więc skupienie się akurat na Halloween jest głupie i zwykle odnosi wręcz przeciwny skutek. Jeśli dzieciaki chcą przebierać się za kościotrupy to proszę bardzo. Wcale nie jest to głupsze niż bezmyślne tuptanie przez pół dnia na cmentarzu, gdy znacznie ważniejsze byłoby prawdziwe i serdeczne wspominanie swoich zmarłych.

Oceń felieton

Komentarz do “Żywi i martwi”

Możliwość komentowania została wyłączona.