Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

W oparach absurdu

Wpadka Obamy to dziś niewątpliwie hit dnia. Nawet nie włączę telewizora, bo zapewne po godzinie dostałbym torsji od nadmiaru debilnych komentarzy i pseudonaukowych analiz. Głowę daję, że nie będzie wśród polityków żadnego, który nie będzie uważał za punkt honoru, by wydukać swą idiotyczną opinię.
Rzadko się oburzam na wieść o jakichś niekorzystnych i często z gruntu fałszywych opiniach na temat naszego kraju. Czasami bowiem jest w tym pewne ziarenko prawdy i dobrze, że tę ostrą szpilkę ktoś wbija w tłusty tyłek polskiego samozadowolenia.
W Danii Polacy są postrzegani jako przesadnie religijny i poddany wpływom kleru naród. Podczas mojego pobytu tam pod koniec ubiegłego roku, miałem okazję czytać kilkuczęściowy wywiad z polską prostytutką (dość leciwą, jak na wykonywaną profesję). Rzekomą przyczyną jej losu miało być złe traktowanie i bicie w katolickiej podstawówce. Przeciętny Duńczyk może nie wiedzieć, że córa Koryntu urodzona około 1970 roku do szkoły chodziła w PRL, a wtedy katolickich podstawówek i religii w szkołach nie było. Trochę się wtedy rozzłościłem – nie bardzo wiedząc na kogo, na głupiego manipulanta dziennikarza, czy mówiącą dziwacznym duńsko-angielskim* pidginem dziwkę. Jednak po krótkim namyśle doszedłem do wniosku, że wysyłanie jakichś sprostowań nadałoby niepotrzebną wagę tej marginalnej tabloidowej sprawie.
Niedawno znana z bezstronności i obiektywizmu angielska BBC wyemitowała materiał, w którym mówi się o Polsce niezbyt dobrze. Mówi się o rasistach, antysemitach i wręcz ostrzega, że można „wrócić w trumnie”. Niestety jest w tym trochę prawdy. Wystarczy przejść się po dowolnym mieście, by zobaczyć swojskie „Żydy do gazu”, a nazistowskie marsze z upodobaniem są organizowane w dni świąt narodowych. Pomimo ewidentnego przegięcia – bo jednak to jest margines – nie będę składał protestów w brytyjskiej ambasadzie. Co najwyżej braciom Angolom powiem, że jeśli będą na tyle trzeźwi by odróżnić toaletę od sali jadalnej w restauracji**, to nikt im po ryju nie da.
Obama to jednak nie jest pismak z podrzędnego duńskiego tabloidu, ani redaktor BBC. To prezydent wielkiego mocarstwa i jego słowa są pilnie notowane przez polityków i dziennikarzy z całego świata. Obama miał też być przykładem wykształconego inteligenta, który objął władzę po długiej epoce ciemnoty reprezentowanej przez analfabetę Busha. A tu proszę. Amerykański prezydent wręczając Medal Wolności przyznany Polakowi, na ręce przedstawiciela polskiego państwa, mówi o „polskich obozach śmierci”. Światowa prasa – a my jeszcze smacznie spaliśmy – słusznie zauważa, że „nic tak Polaków nie wkurza jak przypisywanie im hitlerowskich zbrodni dokonanych na ich ziemi”. Jasne, że wkurza. Czy Amerykanie nie byliby wkurzeni, gdyby lansowano tezę o ich agresji na Japonię. To jest fałszowanie historii, a Obama swą radosną ignorancją się do tego przyłączył. Shame, shame on you.
Jednak pierwszym newsem, który dziś przeczytałem – przecierając oczy ze zdumienia – było zdanie z oświadczenia Jarosława Kaczyńskiego: „Ignorancja wobec Polski, jej historii i znaczenia w świecie jest negatywnym efektem naszej obecnej polityki zagranicznej„. Tłumacząc z polskiego na nasze – to, co palnął Obama, jest winą Tuska.
Nie wiem, jakie prochy zażywa Pan Prezes Jarosław Zbawca Polski, ale też chcę te zioła. Po tym są naprawdę boskie jazdy.
Wpadka Obamy to przy tym mały pikuś. Pan Pikuś.

* W wersji internetowej ów wywiad miał postać kilku filmów.
** Jeśli ktoś nie wie do czego piję, niech poszuka sobie informacji o angielskich turystach w Krakowie.

Oceń felieton

21 komentarzy “W oparach absurdu”

Możliwość komentowania została wyłączona.