Londyn to wspaniałe miejsce. Kipiący energią wielokulturowy tygiel, w którym nawet ubogi emeryt z Polski ze swoim piętaszkowym angielskim nie czuje się źle. Po pierwsze może się czuć swojsko, bo co jakiś czas dobiega go barwne soczyste „kurwa”, świadczące, ze nie znalazł się na końcu świata, po drugie cała masa ludzi mówi po angielsku nie lepiej od niego lub zgoła wcale. Zawsze się można porozumieć na migi, w języku rodzimym lub nawet rosyjskim. Kapitalne puby z doskonałym lokalnym piwem, ogromna masa egzotycznych dla Polaka restauracji tureckich, chińskich, japońskich, afrykańskich i last but not least indyjskich. Do tego wspaniałe galerie i muzea. Jednym słowem uczta dla ducha i ciała.
Aż tu nagle klops, surrealistyczne i nie do wiary sceny uliczne. Jednym słowem koniec świata.
Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że w różnych częściach świata wybuchają czasem zamieszki. Zwykle nawet potrafimy je zrozumieć. Niedawno zaskoczyły nas kraje Azji Mniejszej i Północnej Afryki. Społeczne korzenie tej arabskiej rewolucji są dla nas oczywiste. Ludzie zbuntowali się tam przeciw niskiemu poziomowi życia materialnego i jednocześnie brakiem wolności społecznej i politycznej. We wszystkich tych krajach od Syrii po Libię od dziesiątków lat rządziły nepotyczne dyktatury. To powodowało, ze niektórzy ex definitione nie mieli żadnych szans na poprawę własnego losu. Trochę gorzej przychodziło nam zrozumienie niedawnych rozruchów w Grecji. Choć może nie o zrozumienie chodziło. Według naszego wyobrażenia Grecy sami są sobie winni i na swój kryzys zapracowali bałaganem, kiepskimi standardami pracy i radosnym przejadaniem unijnych dotacji. Jednak przynajmniej wiadomo było o co chodzi.
Początkowo scenariusz wydarzeń w Londynie miał przypominać ten stosunkowo jeszcze niedawny z przedmieść Paryża lub podobny sprzed lat z Los Angeles. Zamieszki rozpoczęły się od zabicia przez policję czarnoskórego gangstera Marka Duggana. Jednak szybko okazało się, że praktycznie rzecz biorąc wcale nie dochodzi do większych demonstracji i starć z policją. Bandy zakapturzonych młodych ludzi rozbijają sklepy i kradną. Jak widać na zdjęciach, biali i czarni zabierają się do tego całkiem zgodnie.
I am taking taxes back – oświadcza okradająca sklep nastolatka reporterowi telewizyjnemu tak, jakby kiedykolwiek jakiś zapłaciła. Dzięki wszechobecnym kamerom telewizyjnym i latającym nad miastem helikopterom możemy obserwować zachowania rzekomych demonstrantów. Grupka zamaskowanych nastolatków niszczy samochód parkujący na ulicy. Najpierw wybijają szyby, potem otwierają i próbują wyłamywać drzwi, wreszcie oblewają jakimiś płynami z pobliskiego sklepu, gdy pojawiają się policjanci, sprawcy rozbiegają się. Na drugi dzień BBC podaje, że dochodziło również do napaści na ludzi przebywających w swoich mieszkaniach. Bandyci wyważali drzwi, terroryzowali rodzinę i ograbiali. W nocy płonęły całe kwartały ulic i można było odnieść wrażenie, że policji nie ma prawie wcale.
Po trzech dniach widać juz całkiem wyraźnie, że głównie chodzi o zdobycie jak najlepszych „fantów”. W telewizji i prasie pojawia się coraz więcej zdjęć, na których młodzi ludzie wynoszą ze sklepów plazmowe telewizory lub inne dzieła sztuki elektronicznej. Zwykle są zakapturzeni i w chustach na twarzach, lecz nie wszyscy. Niektórzy są na tyle debilni, że swymi wyczynami chwalą się w internecie. Got tones of stuff today – chwali się tłusta Barbie (z butelką piwa na zdjęciu) na Twitterze.
Zatem nie mamy do czynienia z buntem rasowym, lecz z buntem konsumenckim. Stary dowcip naśmiewający się nieco z Polaków mówi, że gdy niemiecki rolnik kupił sobie nową dorodną i rasową krowę, to jego sąsiad z zazdrości spać nie może i myśli, co by tu zrobić, żeby też taką mieć. Polski sąsiad w tej samej sytuacji nie może spać i pod nosem zaklina, żeby ta krowa sąsiadowi zdechła. Co robi brytyjski zazdrośnik? Rabuje sąsiadowi sklep, podpala dom, kradnie z lokalnego sklepiku co lepsze towary a resztę niszczy. Jednak taka diagnoza byłaby zbyt prosta. Zresztą przyznam się, że nie wiem, nie potrafię znaleźć sensownego wytłumaczenia takich zachowań.
Przemawia do mnie jednak takie:
Wielka Brytania wyhodowała sobie na obywateli HOMO CONSUMERIST, dla którego najwyższą wartością jest jego property, samochód, gadżety elektroniczne, ciuchy, żarcie i inne „dobra” materialne. Intensywne wciskanie ludziom 24/7, że muszą kupować, nabywać, posiadać, odnosi fantastyczne skutki. Dodajmy do tego konflikty na tle klasowym i rasowym, powiększającą się od lat przepaść między bogatymi i biednymi w krajach rozwiniętych…*
To ma sens, trwające od paru lat oszczędności w Anglii, ciągłe zakręcanie kurka z pomocą socjalną, dość duże bezrobocie, pogarszające się warunki życia, a jednocześnie frustracja wynikająca z braku możliwości zaspokojenia swoich konsumenckich oczekiwań, powoduje narastającą złość. Dobrze oddaje to wypowiedź anonimowego uczestniczka zajść – Oni tylko zawsze nam każą, my jesteśmy źli i chcemy się zemścić.
PS. Pierwsze zdjęcie jest moje, dwa następne pochodzą z kamer monitoringu ulicznego w Londynie, a ostanie ze strony Catch a Looter (Złap szabrownika), która jest wyrazem sprzeciwu ludzi wobec tej fali złodziejstwa i chuligaństwa.
—
* Cytat z wypowiedzi mojej latorośli z dyskusji na Facebooku.
17 komentarzy “Rewolucja plazmowa”
Zgadzam się z Belfrem, że trudno jest zrozumieć zamieszki w WB obserwując je z polskiej perspektywy. Bo w Polsce nie mieszka duża grupa imigrantów. WB miała liczne kolonie i znaczna liczba ludności emigracyjnej pochodzi z tych kolonii. Do tego jeszcze dochodzi ludność z ostatnich lat, są uciekinierzy z ognisk zapalnych takich jak Bliski Wschód, Somalia itd.
Ludzie ci mają inną mentalność niż protestanci, dla których zdobywanie wykształcenia, mozolna praca, dążenie do samodzielności i sukcesu są drogą do realizacji celów życiowych.
Jednym z tych celów jest konsumpcja. Stąd też społeczeństwo w Wielkiej Brytanii a także w wielu innych krajach staro-unijnych jest bardzo zróżnicowane. Mamy bogatą elitę, dużą klasę średnią i margines. Jest to biedota, głównie imigranci, słabo wykształcona i kulturowo niezdolna do wysiłku koniecznego, aby wyłamać się z kręgu „Czemuś głodny? Bom głupi. Czemuś głupi? Bom biedny”.
Błędem byłoby oczekiwanie, że ludność ta będzie tak się postrzegać. Bo to już połowa sukcesu, świadomość, że ma się jakiś problem. Tak pomyśli Polak, Europejczyk. Natomiast ludność napływowa uważa, że im się należy wszystko to, co mają inni. Często nie wiedzą ile trzeba włożyć pracy, aby osiągnąć jakiś sukces. Bo ich ten temat nie interesuje. Sytuacji nie ułatwia fakt, że świadczenia socjalne, które mogłyby ułatwić zdobycie wykształcenia i wyjście na prostą drogę są powiedzmy dużo za skromne. Czyli stan faktyczny jest taki, że ci ludzie z pokolenia na pokolenie, znajdują się blisko marginesu społeczeństwa. A więc co im pozostaje? Frustracja! Wtedy łatwo jest ten margines przekroczyć wchodząc na drogę przestępstwa i przemocy. Przenoszą oni świata przemocy znany im z gier komputerowych na ulicę. Podpalenie samochodu, kradzież, gwałt, przemoc i to nie w pojedynkę, ale pod ochroną tłumu daje upust złości, frustracjom oraz ogromną porcję adrenaliny. Pozwala upoić się swoją skutecznością. W niszczeniu i podpalaniu. Pomaga też skutecznie, chociażby na chwilę, zapełnić życiową pustkę.
Dodam tylko, że w tym tłumie jest także młodzież z biednych europejskich rodzin. Na biedę nikt nie ma monopolu.
UPS!
Jest „znaczna liczba ludności emigracyjnej”
Powinno być „znaczna liczba ludności imigracyjnej”
Dodam tylko, że w przypadku ludności napływowej z krajów unijnych Wielka Brytania jest w komfortowej sytuacji. Bo dla tych ludzi jest miejsce pod brytyjskim słońcem tylko wtedy, gdy mają pracę. Gdy staną się bezrobotni, to muszą wrócić do swojego kraju. Tak więc jest to następny powód, dla którego nie mogą tutaj powstać popychające do przestępstw frustracje. Natomiast dla imigrantów Wielka Brytania jest teraz jedynym krajem w którym oni chcą mieszkać i żyć. Chociażby za cenę życia w ubóstwie, pustce, wyobcowaniu, bez żadnego poczucia własnej wartości. Bo na to trzeba sobie zasłużyć, imigranci postrzegają się sami jako ofiary.
Trochę mnie rozbawił tekst o przemocy znanej z gier komputerowych.
Przestępczośc, zamieszki, rewolucje, one istniały na świecie na długo przed wynalezieniem komputerów. Ludwika XVI nie ścięto komputerem, tylko gilotyną. Że już nie wspomnę, że taka np. telewizja też nie jest wolna do przemocy.
A że kwestie mentalności i pochodzenia robią swoje, to fakt. Do tego forsowana przez media wizja niczym nie ograniczonej konsumpcji. Częśc z tych ludzi ma wrażenie lizania ciastka przez szybę, jedni to znoszą lepiej, inni gorzej.
Co do wykształcenia to problem nie jest taki prosty – jak mawia pewien mój znajomy, w każdym społeczeństwie potrzebny jest ktoś, kto będzie się zajmował głupim wkręcaniem śrub (tenże znajomy równocześnie krytykuje likwidację szkół zawodowych w PL – słusznie moim zdaniem). Osobiście raczej widzę tu pewien przerost ambicji nad możliwościami. Ci ludzie mogliby spokojnie pracować i żyć na znośnym poziomie – gdyby tylko mentalnie byli sobie w stanie z tym poradzić.
@ Wujek_Manfred
Cieszę się, że tak łatwo jest Ciebie rozweselić. Może to umknęło Twojej uwadze, ale mamy tutaj do czynienia z młodzieżą, często nieletnią, której świat to w dużej mierze gry komputerowe. Nie wiem co chcesz osiągnąć porównując te chuligańskie rozróby z rewolucjami. Młodzieży nie rewolucje w głowie ale dobry burger, coca cola i kasa. Może jednak zdradzisz tajemnicę?
Poza tym w Europie jest coraz mniej śrubek do wkręcenia, świetnie to robią m.in. Chińczycy, za jedną dziesiątą stawki europejskiej. Tak więc jeżeli ci młodzi ludzie chcieliby znaleźć sobie pracę to albo muszą zdobyć dobre wykształcenie albo przenieść się do Chin i żyć na tamtejszych warunkach. Jednak widać, że jakoś nie mają na to ochoty. I stąd te frustracje.
Podobna sytuacja powstanie w Polsce. Z roku na rok wraz ze wzrostem stopy życiowej, zwiększa się liczebnie grupa ludzi dla których będzie coraz mnie miejsc pracy. Dlaczego? To proste, kto dzisiaj naprawia zegarek, buty, a nawet telewizor a już niedługo i auto. Po pewnym przebiegu naprawa będzie nieopłacalna i konsument kupi nowe (używane-nowe). Jeżeli tylko będzie go na nie stać.
Natomiast niewykwalifikowany bezrobotny, bez szans na pracę od czasu do czasu będzie mógł sobie jakieś auto stojące na ulicy podpalić. Aby zadbać o swoją kondycję psychiczną. Procesu w którym następują przemiany w wyniku globalizacji i postępu technologicznego nikt nie chce i nie może zatrzymać. Można będzie tylko żyć nadzieją, że dobry los nie strawi płomieniami naszego auta a wybierze auto sąsiada.
Robienie totalnej rozpierduchy to właśnie rewolucja – francuski plebs też chciał się przede wszystkim nażreć, górnolotne ideały raczej go niewiele obchodziły. Do zamieszek tego rodzaju dochodziło już w czasach, gdy o komputerach ludziom nawet się nie śniło. Twierdzenie że to inspiracja grami po prostu nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością. W Korei ludkowie grają najwięcej na świecie – widziałeś tam jakieś zamieszki z udziałami małolatów? Więc może czas przestać powtarzać kiepską propagandę głoszoną przez psychologów za dychę.
Co do wkręcania śrub – w Anglii jest ponoć milion Polaków. Więszkość ma pracę, i w przypadku więszkości nie są to górnolotne posady wymagające wyższych studiów. I jakoś dają radę. Nawet w super rozwiniętych krajach ktoś musi zamiatać ulice, przetykać rury, sprawdzić elektykę itd. I da się z tego godnie żyć. Tylko niektórzy mają wyższe ambicje, a równoczesnie nie są w stanie ich zrealizować. I tu wychodzi problem z mentalnością – zamiast robić to, co są w stanie robić, wolą albo nie robić nic, albo rozrabiać. I mamy to co mamy.
P.S. Ostatnio czytałem ciekawe podsumowanie – otóż taki przeciętny lekarz w USA, przy uwzględnieniu że spłaca kredyt za studia, jest w stanie wydać rocznie na konsumpcję raptem 600 USD więcej niż przeciętny rzemieślnik.
Przytoczę słowa pewnego młodego człowieka, z którego rozmaitymi wypowiedziami się zwykle nie zgadzam (inna opcja polityczna), ale ta jest sensowna:
…to jest chyba jedna z cenniejszych rzeczy, jakiej się nauczyłem przez te wszystkie lata poznawania przeszłości: nie żyjemy w wyjątkowych czasach, wszystko już było, ludzie zawsze byli tacy sami (chociaż zupełnie inni!).
Dlatego też w części dotyczącej gier komputerowych daleki jestem od przypisywania im jakiejś mocy sprawczej. Owszem powodują one uzależnienia, szczególnie te online, ale dotknięci uzależnieniem ludzie nie wyszli na ulice Londynu. Oni bowiem zwykle nie wychodzą. Gry komputerowe, nawet jeśli są agresywne, nie zwiększają poziomu agresji w życiu realnym. Są badania potwierdzające takie wnioski, a poza tym znam dość sporo ludzi grających w strzelanki i jakoś nie przekłada się to na agresję w życiu.
Jako miłośnik historii drogi Tadeo – powinieneś zauważyć, że wujek_manfred ma rację, rewolucje to rozróby. Trzon bandy wypełzającej na ulice zawsze domagał się „pełnej michy”. Dziś są to plazmowe telewizory, wcześniej były inne dobra.
Nie mówimy tu o współczesnych dojrzałych i ukierunkowanych protestach społecznych (znanych współcześnie), gdy rabunek i kradzieże stanowią margines, mówimy o typowych rebeliach ludzi niezadowolonych ze swego statusu.
Natomiast oczywiste jest to, że imigranci z krajów azjatyckich i afrykańskich dość często nie potrafią zaakceptować nowej ojczyzny w drugim pokoleniu, nie ma dla nich innego kraju, ale ten w którym się urodzili nie spełnia ich oczekiwań. Zaczynają mitologizować nieznaną im z doświadczenia ojczyznę etniczną, to trochę tak jak nasi Polonusi w USA, są strasznie patriotyczni do chwili, gdy tu nie przyjadą. Im bardziej nowoczesny kraj widzą, tym bardziej się wściekają i gotowi są poprzeć Rydzyka, bo wydaje się im, że tę mitologiczną Polskę z lat dzieciństwa ktoś im ukradł.
Tak więc brytyjscy imigranci żyją na pograniczu nędzy (w ich pojęciu, nie naszym) w złości, frustracji i bez perspektyw – jak słusznie zauważył Tadeo, ale zauważcie panowie, że w zasadzie w tej mierze się zgadzacie. Dlaczego tak się dzieje? I tu pojawia się ten konsumpcyjny styl życia i presja świata konsumpcyjnego, a jednocześnie brak możliwości realizacji. Ale czy to jest kwestia wyłącznie kolorowych imigrantów? Mam sporo sygnałów, że nie. Na Facebooku znalazłem cytat:
There exists in England an underclass that does not exist anywhere else in Europe. White, little educated, without any means of social evolution, they are a perfect example of the results of Anglo-Saxon capitalism and its dehumanising program. The English perversion is to make this population proud of their misery and their ignorance. The situation is hopeless. I’ve more hope for the youth of our banlieues.
Słowa te rzekomo napisał francuski działacz socjalistyczny Jean-Baptiste Clément w drugiej połowie XIX wieku
@ Belfer
To właśnie ja też napisałem o tej przegranej podklasie, kolorowej czy białej. Zawsze będzie istniała jakaś podklasa w każdym społeczeństwie. Ludzi bez motywacji, wzorów rodzinnych, ludzi nie wierzących w możliwość odniesienia sukcesu, bez wykształcenia, bez pracy i bez pieniędzy. Czyli ubóstwo duchowe i materialne. Lepiej zaczynaj uważać na swój samochód, by nikt go Ci nie spalił.
@ WM przepraszam ale z Tobą dyskutować to się nie da, stawiasz znak równości między mieszczaństwem francuskim a kolorowymi małolatami z Londynu. Czy to jest pomyślane jako żart?
@Tadeo:
1. Tak to właśnie ty, tylko ktoś to napisał sto lat wcześniej również.
2. Skup się na tym, co łączy cię z innymi, a nie na tym, co dzieli. To, co napisał wujek_manfred i Ty to poglądy naprawdę bardzo podobne, z wyjątkiem motywacji grami komputerowymi. A ty już się zaperzasz w sposób, który podgrzeje atmosferę i w końcu uniemożliwi racjonalne argumentowanie.
Tak, każda rewolucja to de facto burdy i rabunki i chodzi głównie o to, czy rewolucja zwycięży. Jeśli tak to się ją potem cywilizuje w podręcznikach. Podkreślę: „nie żyjemy w wyjątkowych czasach, wszystko już było”. Szkoda, że nie zwróciłeś uwagi na ten cytat. Jeśli młodociani bandyci w Londynie zwyciężą to dorobi się do tego ideologię i będziemy krzyczeć „chwała bohaterom”.
@ Belfer
Niech mnie kule biją ale ja naprawdę nie widzę żadnych zbieżności pomiędzy rewolucją francuską a rozróbą w Wielkiej Brytanii.
Ani co do podłoża, ani środków, ani przeciw komu, czemu były wymierzone, ani też i zwłaszcza też co do celów.(z jednej strony rabunek, z drugiej stworzenie republiki)
Dosłownie nie mają te wydarzenia ze sobą NIC wspólnego. I wierz mi, nikt nie dorobi po latach ideologii po „zwycięstwie młodocianych bandytów”, bo do wandalizmu ze świata nad Tamizą żadnej ideologii dorobić się nie da.
Widzę że gry komputerowe są niedoceniane. Gry komputerowe MOGĄ mieć olbrzymi wpływ na psychikę człowieka. Mogą ale nie muszą. Dla jednego debilna strzelanka to jest wyładowanie agresji, dla innego to dopiero początek. Każdy jest inny. Porównywanie gier do telewizji jest według mnie nietrafione z tego prostego powodu że gra zmusza do zaangażowania się – gracz decyduje co bohater tej gry zrobi a w przypadku telewizji użytkownik nie ma możliwości decydowania, czy bohater filmu zabije swoją ofiarę czy daruje jej życie. Gra jest bliżej rzeczywistości i może się niektórym z nią zlać. Jestem starym graczem, gram od ponad dwudziestu już lat, zdarzało się że po paręnaście godzin na dobę. Teraz mam żonę i dziecko i nie mam już czasu na gry ale doskonale pamiętam jak nie mogłem spać, chodziłem oderwany od rzeczywistości kombinując jak rozwiązać kolejną zagadkę, przejść kolejny poziom, rozwiązać zagadnienie taktyczne… Gry mają duży wpływ. To że kiedyś też były zamieszki, bunty a nie było gier to fakt ale zauważcie że te zamieszki miały inną podstawę. Demolujący brytyjskie miasta mają gdzie żyć, mieszkać, mają nawet za co się bawić, kupować sprzęt elektroniczny itd. dlatego tutaj nie o to chodzi. Nie twierdzę również że te wydarzenia były spowodowane grami. W mojej osobistej opinii to właśnie brytyjska krew tak działa. Demolowali bo było fajnie, bo czuli się jednością z tłumem i było to fajne uczucie i w tej euforii ktoś rzucił kamieniem a reszta już poszła sama. Nie przypadkiem to w Wielkiej Brytanii odbywają się najkrwawsze walki między kibolami. Moim zdaniem to nie tylko imigranci tam demolowali.
Gry komputerowe mogą mieć wpływ i mają, ale to „populistyczna” psychologia uczyniła z nich demona. Należy wiedzieć, co mogą gry i jaki jest zasięg tego wpływu. Mogą zaburzyć postrzeganie rzeczywistości u bardzo małych dzieci, ale telewizja jest tu stokroć groźniejsza. Nadal GTA jest mniej realistyczna niż dobry film gangsterski. Gry, szczególnie te online, mogą uzależnić. Jednak – z pewnymi wyjątkami – gracze zamykają się w obrębie komputerowego świata i nie wychodzą pohasać podczas rozruchów, to kompletnie inne typy psychologiczne. Jeśli już mamy mówić o wpływie technologii, to mówmy o tym, że bandyci zwoływali się używając internetu i telefonów komórkowych z dostępem do serwisów społecznościowych. Wpływ gier komputerowych na ich psychikę in gremio jest pomijalny i znacząco mniejszy niż wpływ telewizji.
Zaś co do reszty tez. Czy Brytyjczycy są szczególnie podatni na demolowanie i czy porównać należy to do wojen futbolowych? Mam wątpliwości. Tu przede wszystkim zdecydowała bezwładność policji i świadomość, że wszystko to będzie bezkarne. Ci młodzi doskonale o tym wiedzą, a władze nie pokazały prawdziwej determinacji.
Moje dwa i pół grosza:
Nie uważam, żeby gry komputerowe miały istotny wpływ na poziom agresji i mechanizmy działania człowieka. A nie uważam tak z dwóch powodów – jednego formalnego i drugiego, nazwijmy go logiczno-poznawczym.
Argument formalny to ten, że czytałem niedawno (jednak za nic nie przypomnę sobie gdzie) raport naukowy (metodologia, aparat badawczy, wiecie – wszystkie te sprawy które są nudne i całkowicie niemedialne i – niestety – zupełnie ignorują zdanie szwagra, który „wie, bo wie”), który wykazywał brak statystycznie istotnej korelacji i zależności przyczynowo-skutkowej między agresywnymi zachowaniami a sympatią do gier komputerowych.
Argument logiczno-poznawczy jest taki, że rozmawiając o patologiach związanych z wynaturzeniami ludzkiej natury rozmawiamy właśnie o tejże ludzkiej naturze, a nie o czynnikach środowiskowych. Człowiek to gatunek biologiczny i jako taki podlega ewolucji, jak wszystkie inne organizmy. A ewolucja to proces wymagający wielu pokoleń. Psychiką ludzką – a więc ludzkim postępowaniem – rządzi mózg. Nie jest to organ, którego budowa zmienia się w ciągu kilku czy kilkudziesięciu lat. Tj. zmienia się on naturalnie i rozwija – a potem „zwija” – u każdego człowieka w ciągu życia, ale twór o nazwie „mózg ludzki” jest praktycznie takim samym tworem z pokolenia na pokolenie, zmieniając się ledwie niezauważalnie, a przez to większe zmiany są dostrzegalne na przestrzeni tysiącleci, a raczej milionoleci – to jest właśnie ewolucja.
Owszem, jesteśmy bogatsi i bardziej oczytani niż nasi prapradziadkowie – ale to nie zasługa naszych „lepszych mózgów” tylko postępu technicznego i zwiększonej dostępności do edukacji.
Im bardziej pierwotne zjawiska – a agresja należy do najbardziej pierwotnych przejawów działania ludzkiego mózgu – tym bardziej jest to ta sama agresja, którą wykazywali się nasi przodkowie kiedy rosły im jeszcze ogony. Gier komputerowych wtedy nie było.
Rozwala mnie, kiedy czytam czasem w mediach: „Nastolatek pobił brutalnie kolegę. Jak mówią znajomi, sprawca często grał w gry komputerowe zawierające przemoc”. Równie dobrze mogliby napisać: „Jak mówią znajomi – sprawca często chodził w spodniach.” Bo gry komputerowe to codzienność i ciężko znaleźć młodego człowieka, który nie gra (nota bene, jak mówią niedawne badania branżowe – średnia wieku graczy komputerowych w USA to 32 lata). Przeciętny młody mężczyzna chodzi w spodniach, gra w gry komputerowe, ogląda telewizję i myje zęby. Londyńscy zadymiarze też zapewne myją zęby. Czyli co – wziąć pod lupę producentów pasty i szczoteczek? Bez jaj.
Co do podobieństwa pomiędzy londyńskim wandalizmem a rewolucją francuską (czy jakąkolwiek inną) – jasne, że to są różne zjawiska. Ale zdecydowanie MAJĄ wspólne elementy. Przede wszystkim ślepą agresję i mechanizmy psychiki tłumu (dla dociekliwych – psychologiczna literatura popularno-naukowa). Wodzowie rewolucji nigdy jej nie przeprowadzą własnymi siłami, bo wodzów (wiedzących o co chodzi i kreślących plany, strategie i scenariusze) jest zawsze garstka, a potrzebny jest tłum (tzw. „angry mob”). Dzisiaj po londyńskich ulicach biega „angry mob”, być może nawet przez nikogo niesterowany, ale znajdujący się w psychicznym stanie agresji, nienawiści i poczucia bezkarności. Te emocje (szczególnie agresja i nienawiść) to wspólny mianownik wszystkich rewolucji, gdzie potrzeba tłumu który pójdzie przed siebie nie myśląc o konsekwencjach. Pod tym względem dzisiejsze londyńskie zamieszki są identyczne z rewolucją francuską. Różnic zaś jest znacznie więcej, niewątpliwie.
@Troll
Dorzucę jeszcze swoje 0,03 PLN: jest możliwe, że istnieje wręcz odwrotna korelacja, ludzie z natury agresywni bądź już wściekli szukają agresywnych gier:
http://neoacademic.com/2010/05/19/playing-violent-video-games-for-a-release-that-never-comes/
Natomiast nie byłbym taki pewien mycia zębów 😉
Czytam te wypociny w/w i żal dupe ściska.
Jakieś gry komputerowe wpływają na poziom agresji? Ha,ha,ha ciekawe.
Obudźcie się ludzie. To co się dzieje, to jedynie w Radiu Maryja sens można uchwycić. Bo przecież lewackie media robią wam wodę z mózgu. Pewnie z tego biorą się takie głupie teorie jak w/w.
Polecam posłuchać.
http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2011/08/2011.08.11.akt03.mp3
PS
Niechaj rewolucyjny bunt brytyjskiego proletariatu ogarnie całą Europę!
Aleś ty głupi father boss, jeśłi ten proletariat zacznie grabić, to ty znajdziesz się na celowniku jako jeden z pierwszych. Chwaliłeś się przecież, ze jesteś zamożny.
Kto chce niech czyta.
Bandyci z Londynu czerpią inspirację z gier komputerowych, twierdzi gwiazda Oasis, Noel Gallagher.
Artykuł jest po duńsku, google dobrze go tłumaczy na polski.
http://ekstrabladet.dk/flash/udlandkendte/article1600132.ece
@Tadeo
>>> Mamy bogatą elitę, dużą klasę średnią i margines. Jest to biedota, głównie imigranci, słabo wykształcona i kulturowo niezdolna do wysiłku koniecznego, aby wyłamać się z kręgu „Czemuś głodny? Bom głupi. Czemuś głupi? Bom biedny”.
Chyba pominąłeś jedną bardzo istotną klasę, klasę pracującą. Dopiero za nią jest margines. Jak wspomina się w wielu miejscach, tutaj nie chodzi o skrajną biedę, lecz o biedę relatywną – biedę klasy pracującej, gdy ją porównać do o wiele bogatszej klasy średniej, upper middle class, czy też elity. To nie jest kwestia bycia głodnym, tylko, jak wspominał Belfer, niemożności konsumowania w takim stopniu i stylu, w jakim to robią klasy wyższe. Już Aldous Huxley w latach 20. XX w. pisał o tym, że klasa pracująca pragnie tylko jednego: być i żyć jak klasa średnia („Point Counter Point”). Nie rozumiem, dlaczego według Ciebie ta niemożność wynika z kwestii kulturowych? Możesz to wyjaśnić?
>>> Natomiast ludność napływowa uważa, że im się należy wszystko to, co mają inni. Często nie wiedzą ile trzeba włożyć pracy, aby osiągnąć jakiś sukces. Bo ich ten temat nie interesuje.
Nie wiem skąd wysnułeś taki wniosek. Poza tym nie jestem pewna, co dokładnie masz na myśli, mówiąc o „ludności napływowej” i „imigrantach”. Zapewne zdajesz sobie sprawę, że osoby biorące udział w rozruchach to w w większości młodzi ludzie, a więc urodzili się w UK i są co najwyżej potomkami imigrantów. Nie wiadomo, jak duży był udział w rozruchach najnowszej fali imigracyjnej (nowe państwa członkowskie UE).
Zaiste, niektórzy z nich zapewne nie wiedzą, ile trzeba włożyć pracy w coś, aby osiągnąć sukces, bo trudno osiągać sukcesy będąc kasjerem w Tesco. Trudno też zachwycać się swoim „dead-end job” za pensję minimalną. Poza tym jak świetnie widzą wokół siebie, sukces czasem bardzo łatwo osiągnąć, i nie ma on nic wspólnego z ciężką pracą.
>>> Dodam tylko, że w przypadku ludności napływowej z krajów unijnych Wielka Brytania jest w komfortowej sytuacji. Bo dla tych ludzi jest miejsce pod brytyjskim słońcem tylko wtedy, gdy mają pracę. Gdy staną się bezrobotni, to muszą wrócić do swojego kraju.
Tutaj również poprosiłabym o źródło informacji. Ja posiadam wręcz przeciwne. Jako obywatelka UE byłam na takich samych prawach jak obywatele UK. Gdybym straciła pracę, mogłabym ubiegać się o zasiłek dla bezrobotnych. Mieszkając tam, kwalifikowałam się też do wszelkich innych zasiłków. Nie ma żadnego prawa o deportacji bezrobotnych, i dlatego np. problemem są bezrobotni i bezdomni Polacy, którzy nie chcą wrócić do Polski. Istnieje specjalna organizacja charytatywna, która zajmuje się sprowadzaniem ich do kraju.
>>> Bandyci z Londynu czerpią inspirację z gier komputerowych, twierdzi gwiazda Oasis, Noel Gallagher.
Przepraszam Cię bardzo, ale cytowanie kogoś tylko dlatego, że się z Tobą zgadza, to nie jest zawsze dobre posunięcie. To, co mówi Noel Gallagher, to stek bzdur, i kimże on jest, żeby się wypowiadać na temat związku gier komputerowych z rozruchami w Londynie? Przecież on nawet nie potrafi zanalizować przyczyn tychże („bezsensowna przemoc”, „nie ma żadnych uzasadnionych przyczyn”), co tylko pokazuje, jak bardzo pan Gallagher jest „out of touch with reality”. Jak można traktować poważnie kogoś, kto w XXI wieku twierdzi, iż posiadanie telefonu komórkowego świadczy o zamożności? Pewnie pan Gallagher usprawiedliwiłby szabrowników, gdyby kradli chleb i mleko. Trudno mu jednak zrozumieć, że można chcieć posiadać dobrą parę spodni lub duży telewizor, bo przecież skoro młodzi londyńczycy mają co jeść i gdzie żyć, to powinni zamknąć papy i być zadowoleni, prawda?