Jeszcze całkiem niedawno prezydent Kaczyński składał w USA wizytę po to, by na korytarzu Białego Domu uścisnąć rączkę wielkiego władcy świata George’a W. Busha, który powoli kończył drugą kadencję prezydenta USA i właśnie zaczynał bezpośrednio rozmawiać z Bogiem. Trzeba oddać naszemu prezydentowi sprawiedliwość, że nie on jeden miał jakieś oczekiwania i nadzieje związane ze Stanami Zjednoczonymi. Kabotyn z Waszyngtonu, nie wiadomo dlaczego, bardzo poważnie był traktowany przez większość ówczesnego establishmentu Polski, ale także Europy.
Uważny obserwator dostrzegłby początki obecnego kryzysu już dziesięć lat temu. Niestety, czy nam się to podoba czy nie, jeśłi gospodarka amerykańska kichnie, to reszta świata się poci. A rządy Busha były pasmem nieustających gospodarczych samobójstw tego kraju. Jako przedstawiciel wyłącznie grupy najbogatszych robił wraz z partią republikańską wszystko, by żyło się lepiej – tylko miliarderom. To były te słynne spekulacje finansowe, specjalne ulgi podatkowe dla najbogatszych, rozpędzanie karuzeli kredytowej, by reszta Amerykanów miała wrażenie, że jest dobrze. To musiało się skończyć i sławetny krach z 2008 obnażył „potęgę” amerykańskiej ekonomii. Potem już było tylko gorzej.
Obama przejął kraj w stanie kompletnego załamania i chwilami mogło się wydawać, że lekcje ekonomii pobierał u Gierka i Jaruzelskiego. Głównym sposobem na problemy było dodrukowanie dolarów. Dziś mamy drugi akt dramatu na rok przed wyborami prezydenckimi. Jedynym ratunkiem dla amerykańskiej gospodarki jest obniżenie wydatków połączone z jednoczesną likwidacją ulg, a nawet ze zwiększeniem obciążeń podatkowych dla najbogatszych. Jednak republikanie chyba uczyli się dbałości o państwo od Jarosława Kaczyńskiego i gotowi są posunąć się do każdego działania, które może zaszkodzić Obamie. W ten sposób amerykański kryzys rozwija się pełzając, ale sukcesywnie. Ostatni starcie o ratowanie gospodarki Obama przegrał, a to być może oznacza jego przegraną w przyszłorocznych wyborach. Na waszyngtońskim tronie zasiądzie wówczas kolejny przydupas nielicznej grupy magnatów finansowych.
Nie brakuje w naszym kraju i na świecie ludzi, którzy wierzą tylko w najgorsze scenariusze wydarzeń. Zatem jaki może być najgorszy scenariusz? Czary mary nie poprawią kondycji amerykańskiej gospodarki, ale odpowiednie działania propagandowe mogą odwrócić częściowo uwagę świata od problemów USA. Zjednoczona Europa ma także swoje problemy, Fatalna sytuacja Grecji, problemy w Hiszpanii szczycącej się rekordowym bezrobociem, podejrzewa się też że kolejnymi krajami sprawiającymi problemy mogą być Portugalia i Włochy. Wystarczy podgrzać odpowiednio atmosferę, uruchomić rozmaite spekulacje, by uruchomić panikę finansową i mieć pewność, że strefa euro się załamie. Kraje spoza euro – takie jak Polska będzie można gospodarczo rozbić – każdy z osobna. Trochę plotek i panika da się być może uruchomić. CIA ma dużą wprawę w generowaniu społecznych niepokojów w rozmaitych miejscach na świecie. A jakby tak stare kraje unijne napuścić na nowe, spowodować kolejne ogniska zamieszek społecznych już nie tylko na tle rasowym lub religijnym, ale wykorzystując animozje np. Holendrów do Polaków. Unia zamiast się rozwijać, zacznie się kurczyć i ograniczać dotacje rolne, fundusze strukturalne, pomoc dla rozwijających się nowych członków, którzy zaczną się zastanawiać nad sensem uczestnictwa w tym projekcie. Wreszcie z Unii wystąpi Wielka Brytania – uznawszy, że samodzielnie lepiej sobie poradzi z kłopotami, nie dopłacając do mało wiarygodnych krajów z Europy środkowej i wschodniej. Na ogólnoeuropejskiej plajcie spróbują zarobić amerykańskie instytucje finansowe, a Chińczycy znajdą sposób by wkroczyć na rynki każdego z europejskich krajów z osobna z siłą dziesięć razy większą niż dotychczas.
Kraje europejskie pokazały ostatnio, że tlą się w nich zarzewia społecznych problemów nie tylko na tle ekonomicznym, ale także i rasowym. Odpowiednie podsycenie tych problemów może dać USA punkty wśród afrykańskich i azjatyckich państw południa. Europa straci do reszty wiarygodność i stanie się zapyziałym i grajdołkiem w kiepskiej kondycji finansowej tak, jak to było po Drugiej Wojnie Światowej. Za dwadzieścia lat wszyscy zapomną o nieudanym eksperymencie pod nazwą Unia Europejska, a stosunki pomiędzy krajami zachodnimi i wschodnimi znacznie się pogorszą za sprawą odpowiednio prowadzonej polityki USA. Skorzysta Rosja, która znów stanie się europejskim liderem. Za trzydzieści lat powstaną dwa wrogie obozy – choć mało kto będzie o tym głośno mówił – będą one przypominały NATO i Układ Warszawski. Za lat 50 wojna w Europie będzie wisiała na włosku. Kolejny republikański prezydent USA będzie zacierał ręce, bo wojna będzie oznaczała dobrą sprzedaż wszystkich produktów sprzedawanych przez Stany.
Trzecią Wojnę światową wygrają Chińczycy, którzy w niej nie wezmą udziału.