W ostatnim starciu politycznym pomiędzy PiS i PO wygrała Biedronka. Taki mógłby być komunikat redakcji sportowej, gdybyśmy oceniali politykę w kategoriach wyłącznie rywalizacji. Trzeba przyznać, że ta sieć dyskontów o mocno nadszarpniętej nie tak dawno reputacji, nagle została nobilitowana przez Kaczyńskiego. Paradoksalnie od premiera Tuska po wielu internautów, wszyscy zapragnęli powiedzieć innym, że kupują w Biedronce.
To, że w opozycji do prezesa PiS wielu polityków i znanych ludzi nagle wyraziło swoje zdanie, to mnie nie dziwi. Mało kto pragnie być po tej samej stronie, co Kaczyński. Natomiast zdziwił mnie, choć nie powinien, kompletny brak wyczucia u Kaczyńskiego. Wielu z nas jest biednych lub niezbyt bogatych, ale nikomu nie uśmiecha się trafienie do jakiegoś „zakupowego getta”. Potoczne powiedzonka żartobliwie charakteryzują Biedronkę jako sklep dla studentów, którzy – jak wiadomo – wolą tanio zjeść, aby mieć pieniądze na rozrywkowy tryb życia. To też nie musi być prawda, ale jeszcze nie jest obraźliwe – ani dla studentów, ani dla Biedronki.
Nagle okazało się, ze wszyscy robią jakoweś badania na temat konsumpcyjnych preferencji Polaków. Okazało się, że 80% naszych rodaków zwraca uwagę na cenę. Niektórzy nawet w sposób przesadny. Wśród swoich znajomych mam takich, którzy potrafią objechać całe miasto, aby w różnych sklepach trafić na różne promocje i tym samym zrobić tańsze zakupy. Jednak biorąc pod uwagę, że dojazd samochodem (w dwie strony) do dużego marketu za miastem kosztuje mnie około 4 zł, musiałbym kupić ponad 4 kg cukru tańszego o złotówkę, by zaczęło się mi to opłacać. Ponieważ nie mam gromadki dzieci, taki zapas starczy mi na pół roku (chyba). Inne towary w markecie są w podobnych cenach co w mieście albo ich jakość nie jest moim zdaniem odpowiednia (pieczywo). Jeśli do tego miałbym tych marketów objechać kilka, to okazałoby się, ze do zaoszczędzenia muszę zrobić naprawdę porządne zakupy, aby zniwelować wydatek dość sporej kwoty na benzynę. Że o czasie nie wspomnę. Oczywiście nie będę udawał, że tych sklepów nie odwiedzam, jednak zwykle odbywa się to przy okazji, a nie po to by wydawało mi się, iż oszczędzam.
Zakupów w Biedronce nie robię. Jednak z powodów kompletnie odmiennych od anty-technicznego prezesa. W tych sklepach płaci się gotówką, a ja zupełnie odzwyczaiłem się od używania monet i banknotów. Prawie wszędzie mogę zapłacić kartą i ku swemu utrapieniu czasem zapomnę zajrzeć do bankomatu wyjeżdżając do jakiejś małej miejscowości. Ponieważ gotówki zwykle przy sobie nie noszę, to i w Biedronce nie mam czego szukać.
Jak każdy jednak, patrzę na ceny i staram się kupić taniej. Czasami wychodzą z tego zabawne sytuacje. W podróżniczej powieści „Przez morza i dżungle” J.Makarczyka była scenka, gdy jeden z podróżujących przyjaciół zachorował w Brazylii, a jego przyjaciel kupił mu na targu dużo owoców zgodnie z zaleceniem lekarza. Chory na to zareagował z wdzięcznością, ale też rzekł, że po co te banany i cytrusy, wystarczyłyby jabłka i ze zdziwieniem się dowidział, że w Brazylii na targu jabłka są najdroższe. W podobny sposób ostatnio kupiłem świetne masło duńskie, które bardzo lubię, paradoksalnie dlatego, że w promocji było tańsze od naszego rodzimego.
Niedaleko mego domu znajdują się dwa duże sklepy. Jeden to Biedronka, a drugi uważany za drogi – delikatesy Bomi. Patrząc na parkujące przed sklepami samochody klientów, nigdy bym nie uznał, że Biedronka to sklep dla ubogich. Jednak prezes nie porusza się inaczej jak otoczony swoją świtą i ochroniarzami i jak widać jego zmysł obserwacji sporo na tym ucierpiał. Z mojego punktu widzenia to dobrze. Kolejny strzał w stopę.
11 komentarzy “Kto się boi Biedronki”
Właściwie to komentowanie kolejnych wytrysków marketingowo – intelektualnych prezesa Jarosława „Obiat” Kaczyńskiego musi być frustrujące, bądź przeciwnie – stanowi wysokiej próby wyzwanie dla komentatora. Albowiem te strzeliste akty są co do efektu przewidywalne jak – excuse moi – sraka po niedojrzałych śliwkach popitych zimną wodą ze studni.
Jarosław „Obiat” Kaczyński to taki prawie Midas. Prawie, bo czego nie dotknie – zamienia się w błoto. Nie dotarła do niego (i oby nie dotarła nigdy) najprostsza z prawd: ma niemałą szansę pokonać PO w każdych wyborach, pod jednym wszakże warunkiem – powinien zamilknąć. A w przeddzień wyborów odezwać się raz, krótko i najlepiej za pośrednictwem rzecznika (który potrafi opanować odruch szukania sobie językiem dziur w zębach): „marne te rządy ostatnich lat”.
Bo te rządy są marne. Daleko mi do zachwytu. Uważam, że – wbrew wykutej na blachę i powtarzanej bezmyślnie-katarynkowo regularnie co 14 godzin i 22 minuty mantrze klakierów piss – obecny rząd ma beznadziejny „pi-ar”. Być może ten rząd robi dobre rzeczy – ale potrzebna jest dobra wola (dużo dobrej woli) żeby w to uwierzyć, bo „pi-ar” leży i kwiczy.
Parę miesięcy temu pewien prominentny działacz piss (nie pamiętam w tej chwili nazwiska ani miasta – był to zdaje się szef jakiejś dużej terenowej struktury partyjnej) pozwolił sobie na wygłoszenie opinii, iż „my nie jesteśmy alternatywą dla rządów PO – my jesteśmy tych rządów legitymacją”. No cóż, nie kala się własnego gniazda, więc na drugi dzień ów przesadnie szczery działacz już nie był działaczem, gdyż został wylany na przysłowiową mordę. Ale nauk nie wyciągnięto.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że bierzemy udział w jednym wielkim oszustwie – coś jak „dobry policjant, zły policjant”. Idę o zakład, że w przeszłości odbyło się tajne spotkanie Jarosława „Obiat” Kaczyńskiego z Donaldem „Wilcze oczy” Tuskiem, zakończone spiskiem: „Donek, mój kot dostaje ochronę dożywotnią ochronę BOR’u i deputat najlepszej karmy, a ja już tak zrobię, że dopóki ja jestem w polityce to ty nie przegrasz żadnych wyborów”.
Innego wytłumaczenia obserwowanych zjawisk nie widzę. No bo przecież niemożliwe, żeby Jarosław „Obiat” Kaczyński, Słońce Żoliborza, doktor honoris causa wszechnauk, był zwyczajnie nietęgi intelektualnie…
Astrid też zastanawiała się nad tym, czy to możliwe, żeby ten genialny polityk po prostu był głupkiem. Mnie to też chodzi po głowie.
Natomiast ważniejsze w tym wszystkim jest spostrzeżenie, z którym się w pełni zgadzam, wbrew poszczekiwaniom opozycji, to tzw „pijar” PO leży i kwiczy.
Ja z kolei widzę sprawę zakupów Jarosława całkowicie inaczej. Oczywiście nie dziwią mnie komentarze „zlasowanych mózgów”, bo tu już nic nie może pomóc. Zastanawia mnie tylko to, dlaczego dziennikarze tak ochoczo przywołali „Biedronkę”. Przecież mogli porównać ceny cukru na Allegro, gdzie tenże cukier można kupić za 3,80. Tylko, że wtedy „zlasowane mózgi” mogłyby pomyśleć, że jednak nie na całym świecie tak wszystko drożeje, jak w Polsce.
Ceny poszły w górę, to wiemy wszyscy. Każdy też pamięta debatę Tusk-Kaczyński w której to Donald wymienia produkty spożywcze pytając o ich ceny. Jak pamiętamy wszyscy fachowcy oraz „zlasowane mózgi” uznali to za świetny ruch, toteż prezes Kaczyński słusznie uznał iż należy do tego świetnego ruchu nawiązać.
A jakie są tego efekty?
TVN jedzie na osiedle Jarosława pytać, czy robi on tam zakupy. Olejnik wysyła mu magnes na lodówkę z Biedronki. Premier chwali się że robi zakupy właśnie w Biedronce. Tak wygląda debata o drożyźnie w sklepach, tak wygląda zainteresowanie „zlasowanych mózgów” tym problemem.
Ale już na drugi dzień, Tusk mówi iż zamierza ścigać spekulantów. Dziwne, że jakoś nikt nie pamięta kto podwyższył Vat na żywność, ale koniec końców ważne, że Tusk przyznał, iż może coś z tym zrobić.
Choć pewnie zrobi, jak zwykle zupełnie na odwrót.
Dlaczego dziennikarze przywołali Biedronkę a nie Allegro? Czy Allegro to sieć sklepów spożywczych, w których przeciętny emeryt, gospodyni domowa lub prezes PiS robi zakupy?
Ceny poszły w górę? Ależ oczywiście. Cukier po 6,50? Ależ skądże, średnio o złotówkę taniej. W stosunku do roku 2007 ceny poszły w górę średnio o 8% a nie, jak chce prezes o 100%.
father boss, chciałoby się powiedzieć, że w kwestii kojarzenia prostych faktów jabłko niedaleko upadło od jabłoni. Czy też może w kwestii przekręcania (świadomego?) faktów.
Pamiętna dyskusja dotycząca m. in. ceny kilograma jabłek miała na celu unaocznienie prostego faktu, że osobnik aspirujący do kierowania państwem jest całkowicie oderwany od rzeczywistości i nie ma pojęcia o najprostszych aspektach codziennego życia normalnego człowieka. Oczywiście, Jarosław „Obiat” Kaczyński nie byłby sobą, gdyby po raz kolejny nie potraktował ludzi jak ogarniętego amnezją motłochu – więc jeszcze drżąc z emocji po pionierskim dokonaniu (prawie samodzielna wizyta w sklepie, zaledwie z kilkoma przydupasami, obstawą i fotoreporterami) powiedział, że „Tusk miał do niego pretensję o przymrozki, bo wytknął mu że jabłka były drogie” – podczas gdy nie chodziło o cenę tylko jej nieznajomość. Ale mniejsza o to – do tych mikrokłamstw prezesa zdążyliśmy się już chyba wszyscy przyzwyczaić.
Otóż, Jarosław „Obiat” Kaczyński najwyraźniej postanowił przypomnieć ludziom, że o ich normalnym życiu wie tyle samo co kiedyś – i na dowód drożyzny udał się do osiedlowego sklepiku, czyli najdroższego miejsca gdzie można się zaopatrzyć w podstawowe artykuły. A żeby już do końca wykorzystać okazję pojawienia się przed kamerami (nie ma nic gorszego dla polityka niż zmarnowana okazja) nie omieszkał obrazić sporej grupy ludzi i zademonstrować (czyżby wyniesioną z „lepszych miejsc”?) pogardę dla tych, którym się gorzej powodzi.
Natomiast reakcję Tuska, a konkretnie teksty o spekulantach uważam za żałosną. Donaldo „Wilcze oczy” najwyraźniej zaczyna grać w te same bierki co Jarosław „Obiat”, zapominając o starej przestrodze: „nie wdawaj się w dyskusję z idiotą, bo sprowadzi cię do swojego poziomu i tam pokona doświadczeniem”. Spekulantów gromiło się spektakularnie w latach 50. – nawet pokazywali to w Kronice Filmowej. Państwo wtedy było jedynym pracodawcą, producentem i dystrybutorem wszystkiego; posiadając totalną kontrolę nad wszystkimi sferami życia nie potrafiło zapewnić, żeby w sklepie był papier toaletowy. Zapewnili to dopiero „spekulanci”, czyli – o zgrozo! ludzie, którzy (aż boję się to napisać) kupowali w fabryce taniej a w sklepie sprzedawali drożej! I nadal to robią!
Donaldo już dał się prowadzić na ten poziom i najwyraźniej zapomniał, że to nie rząd ustala ceny detaliczne w prywatnych sklepach. Albo, co gorsza, wcale nie zapomniał, a powiedział to co powiedział – bo nie rozumie, że zostanie pokonany w takiej retoryce. Oj, może się zdziwić…
Miałkość klasy politycznej udowadnia się sama. Najbardziej boję się jednak tego że w którychś kolejnych wyborach kamery zostaną skierowane na osobnika o nazwisku np „Lepper II”, którego jedynym osiągnięciem też będzie sławne: „Ja jeszcze nie rządziłem dajcie teraz mi pobawić się państwem.” Dziennikarze zrobią dokładnie to samo co z poprzednim i wypromują człowieka. Ogólniej mówiąc problem jest taki że nie mamy drugiego garnituru mądrzejszych i bardziej rozważnych polityków niż ci dotychczasowi. Musimy wybierać z tego co mamy. Boję się.
Do wypowiedzi fader bossa:
Jeżeli już przystać na Twoją argumentację że Tusk wypominał ceny Jarosławowi (a nie ich nieznajomość) to Jarosław teraz spróbował tego samego. Otóż chyba nawet dziecko wie że w towarzystwie opowiedziany kawał śmieszy tylko raz i to nie wszystkich. Kaczyński widząc że z kawału Tuska się śmieją, opowiedział go po raz kolejny i dziwi się teraz że wzbudził tym tylko politowanie zamiast śmiechu.
Ceny cukru – jedni to nazywają spekulacjami inni niewidzialną ręką rynku. Jak ludzie w owczym pędzie wykupują każdą ilość cukru to nie dziwota że pojawią się ludzie, którzy zapewnią ten cukier ale po wyższej cenie. Jedni porobili zapasy i zrobili raban że zabraknie. Ludziska się rzuciły na sklepy i wyczyściły magazyny z zapasów. To może podchodzić pod spekulację ale ja raczej nazwałbym to wykorzystywaniem głupoty.
Otóż Jakuszyn, biorąc po uwagę niewidzialna rękę rynku, to nie spekulanci nakręcili cenę cukru. Mamy przecież tani cukier z Niemiec, sprzedawany na Allegro po cenie ok. 3,80. Biorąc pod uwagę, że sprzedający chce zarobić, on musiał ten cukier kupić jeszcze taniej.
I to nie jest tak, że wykupuje się cukier za każdą cenę, gdyż w takim przypadku cukru by brakowało w sklepach. A przecież nie brakuje. Jest wszędzie, tylko droższy. Kiedy wreszcie oszołomy POwskie dotrze do was, że rząd robi was w trąbę, jak żaden do tej pory.
Otóż faderze bosie właśnie spekulanci. Akcja trwała jakieś parę dni zanim cukier pojawił się na Allegro i zanim ludzie zaczęli jeździć za granicę za cukrem. Jakim cudem cukier nagle podrożał do 6 złotych? Czy wzrósł jakiś podatek na cukier? VAT o 1% – skąd wzrost ceny cukru o 100%? Żaden inny podatek na cukier nie wzrósł. Skoro cukru w sklepach nie brakuje to jakim cudem tak podrożał? Tusk powiedział że ma być tak drogo? Mechanizm jest prosty – inwestujesz grubszą kasę i wykupujesz całą produkcję z cukrowni w Polsce. Cukru w sklepach zaczyna brakować, ludzie zaczynają panikować. Nagle spekulant puszcza cukier na rynek i cukier w sklepach jest ale żądni cukru prawdziwi Wolacy (w tym FB) wykupują cukier na pniu – spekulant puszcza cukier nie po 3 zł a po 4,5 zł żeby oczywiście zarobić. W ciągu dwóch dni cały zapas schodzi z magazynów. Ktoś przedsiębiorczy oferuje na allegro cukier z Niemiec po 3.80 również zarabiając – kto wie, może to nawet i ci sami spekulanci i również sprzedaje duże ilości.
Jak można skłonić ludzi do wykupywania cukru w takich ilościach? Wystarczy im nagadać że Sowieci ciągle czyhają na Polskę i już wkrótce będzie wojna bo Tusk już nas sprzedał.
No ale przecież zawsze można zwalić wszystko na rząd. Co prawda w obecnym ustroju uwierzą w to tylko naiwniacy no ale przecież na takich się zarabia największe kokosy.
„I to nie jest tak, że wykupuje się cukier za każdą cenę, gdyż w takim przypadku cukru by brakowało w sklepach. A przecież nie brakuje.” – święta racja, takie są fakty i trudno im zaprzeczyć.
„Jest wszędzie, tylko droższy.” – wierzę na słowo, ja osobiście używam tak marginalnie mało cukru, że nie pamiętam jego ceny no i te słodkie zakupy stanowią pomijalny promil mojego spożywczego budżetu (bo kupuje chyba jedną orbę raz na kilka miesięcy). Dla ludzi, którzy maniakalnie słodzą kawę/herbatę i lubią piec ciasta tudzież robić domowe przetwory jest to zapewne zauważalna różnica.
„Kiedy wreszcie oszołomy POwskie dotrze do was, że rząd robi was w trąbę, jak żaden do tej pory.” – czy byłbyś uprzejmy wyjaśnić logiczny link pomiędzy tym zdaniem a poprzednim – bo jakoś nie mogę się go doszukać?
@Troll:
Zacznę od końca. Jak father boss rozkwasi sobie nos po pijaku na schodach w domu, to też znajdzie powód by obwinić rząd Tuska. Ten typ tak ma, jak to mówią na Kaszubach.
„Cukrowa panika” to chyba dzieło wyborców PiS, tylko oni mogli uwierzyć w brednię, że cukru zabraknie.