Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Zły to ptak

Należę do pokolenia powojennego, ale w mojej świadomości wojna nie była wydarzeniem historycznym, tylko czymś realnym, prawdziwym, bliskim. Wszyscy ludzie z pokolenia moich rodziców przeżyli wojnę, wojna była widoczna tuż obok. Dziury po kulach w ścianach domów, zabawy chłopców w ruinach – to była codzienność dzieciństwa*.
Ojciec kolegi opowiadał o głodzie w obozie Stutthof. Ciotka o tym jak ukrywano się, gdy Rosjanie „wyzwalali” Polskę. Inny znajomy dorosły o wędrówce kanałami podczas Powstania Warszawskiego. To jeszcze wtedy nie byli staruszkowie nad grobem, tylko zwyczajni ludzie koło pięćdziesiątki. Nauczyciele, lekarze, inżynierowie, kierowcy autobusów. To był taki niesamowity dysonans dla nas – smarkaczy. Z jednej strony zwyczajny pracujący człowiek, a w tle wojna.
Interesowałem się wojną od małego, a w wieku lat czternastu wiedziałem także to, o czym w ówczesnej Polsce prawie nie mówiono. O Żydach w przedwojennej Polsce opowiadał mi ojciec, babcia… Oficjalna historia twierdziła, że Polacy pomagali Żydom. Ale też pomniejszano fakt holokaustu. Wielu moich kolegów po lekcjach historii miało wrażenie, że w Oświęcimiu zginęli głównie Polacy.
Wiedza o zagładzie Żydów zaczęła stawać się powszechna dopiero w latach osiemdziesiątych za sprawą publikacji z drugiego obiegu, a także częściowo ówczesnej oficjalnej prasie opozycyjnej**.
Wówczas też zaczęło do świadomości społecznej docierać, że w czasach wojny nie byliśmy tylko narodem bohaterów, ale też narodem szpicli i szmalcowników. To był dobry moment na narodowy rachunek sumienia.
To prawda, że wśród Polaków jest najwięcej odznaczonych medalem „Sprawiedliwy wśród narodów świata”. To prawda, że za ukrywanie Żydów i pomaganie im groziła śmierć. To prawda, że bycie człowiekiem kosztowało więcej.
Jednak, oprócz pomagających Żydom ludzi i organizacji, był też powszechny – szczególnie na wschodzie – antysemityzm. Powszechne przyzwolenie, nie na zabijanie, ale na donoszenie, na denuncjowanie ukrywających się osób narodowości żydowskiej. Dobrze się stało, że w naszej polityce znalazło się miejsce na oficjalne gesty i przeprosiny. Dobrze, że historycy drążą ten temat i powstają książki, które boleśnie mówią nam prawdę o nas samych. Nie zapominajmy, że jesteśmy dziś jedynym krajem na świecie, w którym istnieje silny antysemityzm przy praktycznym braku Żydów. Słowo Żyd w potocznym języku polskim jest obelgą.
Dziś obejrzałem program Tomasza Lisa, w którym rozmawiano o nowej książce Grossa, a dokładniej o stosunku Polaków do Żydów w czasie wojny i po niej. Być może książka Grossa jest prowokacyjna, przerysowana i tendencyjna. Jednak polscy naukowcy potwierdzają wiele faktów, o których on opowiada. Zresztą – nie trzeba być historykiem, by wiedzieć o pogromie kieleckim. Sensem tej audycji była chęć zwrócenia uwagi na ten trudny problem, zmierzenia się z historią. Jak zgrzyt żelaza po szkle brzmiał w niej głos posła Girzyńskiego z PiS i historyka IPNu – Gontarczyka. Dla tych dwóch wszystko, co zdejmuje aureolę z głowy narodu polskiego jest działaniem antypolskim, godzącym w suwerenność patriotyzm i wiarę. Dla nich jest tylko jedna wizja Polski, a jeśli fakty do niej nie pasują, to źle dla faktów. Nie ten ptak zły, co własne gniazdo kala, lecz ten, co mówić o nim nie pozwala. Chylę głowę przed Norwidem.

* Piszę o tym w części prywatnej blogu.
** Mam na myśli głównie Tygodnik Powszechny, Tygodnik Solidarność i miesięcznik Res Publica.

Oceń felieton

14 komentarzy “Zły to ptak”

Możliwość komentowania została wyłączona.