Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę – mówi stare i mądre przysłowie. Jarosław Kaczyński zaczął siać wiatr już na początku lat dziewięćdziesiątych. Gdy prezydent Lech Wałęsa wyrzucił obu Kaczyńskich z kancelarii, skierowali swe niezaspokojone żądze wojny przeciw niemu. Niezaspokojone, bo nie dane im było powalczyć z PRLem. Lech Kaczyński był porządnym opozycjonistą z trzeciego rzędu*. Jarosława nie było wcale. Gdy przejrzymy archiwalne numery tygodnika „Solidarność” z okresu przed stanem wojennym, znaleźć tam można wiele sławnych potem nazwisk – Kuronia, Michnika, Mazowieckiego, Rulewskiego, Borusewicza. O Wałęsie nie wspominam, to akurat oczywiste. Nie znajdziemy jednak nazwiska Kaczyńskich. To nie jest żaden powód do pretensji. Mojego nazwiska też tam nie da się znaleźć.
Problem braci Kaczyńskich polega na tym, że swą wolę walki zrealizowali już po wygranej. Nie jest moim zamiarem analizowanie fenomenu politycznych bliźniaków, wystarczająco dobrze zrobił to Piotr Tymochowicz – specjalista od wizerunku politycznego, który pisze: Mieli dość traumatyczne dzieciństwo, nie tylko z powodu karłowatego wzrostu, ale dość obrzydliwej prezencji ogólnej. Kompleksy wypaliły im najprawdopodobniej wszelkie resztki ludzkich uczuć czy emocji. Lech Kaczyński – także najprawdopodobniej miał swojego rodzinnego kata – w postaci psychopatycznego brata. Był człowiekiem może bardziej wrażliwym, ale niemal całkowicie ubezwłasnowolnionym przez bardziej zaradnego, mściwego i socjopatycznego brata. Tymochowicz dokonuje świetnej analizy, jednak w jednym się myli. Jarosław Kaczyński nie jest marionetką swoich ludzi. To on pociąga za sznurki.
Pociągał zawsze i można przypuszczać, że jego zakulisowa rola w kuriozalnym epizodzie rządu Olszewskiego była większa, niż się powszechnie sądzi. Jednak nigdy nic się nie udawało. Kiedyś skończyło się na paleniu kukły Wałęsy i paranoicznym przeświadczeniu, że jakieś tajne układy chcą go zniszczyć.
Dopiero w 2005 roku odniósł sukces. Wygrane wybory prezydenckie i parlamentarne zostały Kaczyńskim podarowane z jednej strony przez skompromitowaną lewicę z drugiej strony przez nieudolną wizerunkowo Platformę. Na dodatek do ostatniej chwili wielu wyborców wierzyło, że obydwie partie utworzą silną prawicową koalicję i wyprostują to, co zepsuła lewica w ostatnich latach swoich rządów. Wtedy jeszcze pomiędzy PiS i PO była wyraźna granica. Bardziej socjalny i katolicki PiS oraz prokapitalistyczna i nieco liberalna Platforma. Pytał mnie niedawno ktoś, gdzie podziali się dotychczasowi wyborcy SLD? Przecież światopoglądowo to lewica oddzielona była przepaścią i stygmatem postkomunistów. Stygmat ten wcale nie przeszkadzał wyborcom. Wyborcy jednak postarzeli się, zaczęli myśleć o wieczności i chodzić do kościoła, więc retoryka PiSu przestała im już przeszkadzać. Czuli się oszukani przez SLD. Sojusz bowiem starając się o przyjęcie nas do Unii, zagubił swój socjalny charakter. PiS dawał im zaś socjalne obietnice. I w ten sposób wyginęła w Polsce lewica. Szczerze mówiąc, to nie powstała z tego niebytu do dziś.
W 2005 roku Jarosław Kaczyński odniósł swój pierwszy sukces. Wydawałoby się, że to powinien być koniec drogi pełnej walki. Zwycięstwo powinno być słodkie i pozwolić skonsumować swe słodkie owoce. Jednak okazało się, że kontrahentem koalicyjnym nie zostanie PO. Mało tego – zakulisowe rozmowy już z góry dały tę rolę Samoobronie i LPR. Było to nawet dość logiczne. Dwóch małych partnerów i rozgrywanie rozmaitych interesów daje lepsze efekty niż trudny dialog z prawie równorzędnym partnerem. Zamiarem Kaczyńskiego od początku było wchłonięcie koalicjantów i samodzielne rządzenie. Słynne taśmy Renaty Beger są niezłym dowodem.
Szczytna idea Czwartej Rzeczypospolitej przedstawiona przez walczącego Jarosława Kaczyńskiego i jego brata w realizacji okazała się całkiem tradycyjnym programem przejmowania władzy oraz dobrze płatnych synekur wszędzie, gdzie się da. W ramach walki z układami tworzono nowe układy, stosowano prowokacje, inwigilacje i podsłuchy. Złośliwie, ale nie bez racji, można powiedzieć, że prezes Kaczyński doskonale by się mógł odnaleźć w realiach PRLu. Aż dziw, że PZPR nie potrafiła docenić tego samorodnego talentu.
Powoli wyraźna granica politycznych różnic pomiędzy PO a PiS stawała się coraz głębszym rowem. Pomimo zwycięstwa wyborczego PiS nie ustawał w dezawuowaniu niedoszłego koalicjanta. Wystarczyło, że działacze Platformy nie zgadzali się na rozwiązania proponowane przez Jarosława Kaczyńskiego a natychmiast pojawiała się opinia, ze to z winy Donalda Tuska, który nie może się pogodzić z podwójną klęską. Przegrał jako szef partii i jako kandydat na prezydenta. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak zaznaczyć, że Tusk był obecny na uroczystościach rozpoczynających kadencję prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Pięć lat później Jarosław Kaczyński nie potrafił uznać demokratycznego wyboru milionów Polaków.
Dwuletnie rządy PiS to nieustająca wojna – z Platformą, a także z koalicjantami – bo wszędzie była szara sieć układu. Wojenna retoryka była coraz głośniejsza. Rów między partiami pogłębiał się. Przestawało już tylko chodzić o politykę, zaczynały się już argumenty o prawdziwych Polakach i prawdziwych katolikach, o reszcie, która stała tam gdzie kiedyś ZOMO. Po przyśpieszonych wyborach było jeszcze gorzej. PiS miał nadal swojego prezydenta i w tyleż agresywny, co rozpaczliwy sposób usiłował ten aspekt wykorzystać. Nie ma co ukrywać, że prowokowało to ostre ataki na prezydenta, który już nawet nie próbował udawać, że jest prezydentem wszystkich Polaków. Następowała eskalacja agresji i pogłębienie podziałów. Przeciętny obywatel zaczął się niepokoić. Nigdy wcześniej bowiem żadna partia i żaden przywódca nie odmawiał prawa do bycia Polakiem i patriotą komuś o innym światopoglądzie. Po raz pierwszy świat zwykłych ludzi poczuł się zaniepokojony polityką.
Na chwilę zmieniło się coś po katastrofie w Smoleńsku. Na chwilę. bo już kilka dni później działacze PiS w państwowej telewizji rozpoczęli kampanię polityczną. zaledwie po paru dniach już mówiono o Tusku, który ma krew na rękach**. Kampania wyborcza nieco przytłumiła te insynuacje, ale tuż po wyborach Kaczyński zmienił swój wizerunek. To wtedy wszyscy zrozumieli, że tylko „obrońcy krzyża” są prawdziwymi Polakami, że trzeba walczyć o wolną Polskę, bo obecnie to kondominium rosyjsko-niemieckie, że ludzi takich jak Tusk i Komorowski trzeba raz na zawsze wyeliminować z polityki***. Teraz pomiędzy „prawdziwymi Polakami” a resztą hołoty nie ma już rowu. Jest przepaść nie do przebycia. Jeśłi zwycięży kiedyś Jarosław Kaczyński to z całą pewnością rozliczy wszystkich – od konkurenta Tuska po najmarniejszego blogera w internecie. Bowiem my – wrogowie prezesa nie mamy moralnego prawa nazywać się Polakami. Sapienti sat.
Kto sieje wiatr, zbiera burzę. Kto sieje nienawiść, zostaje sam. W nadchodzących wyborach PiSowi nie pomoże żerowanie na tragedii w Łodzi. Żaden „mord łódzki”, „ludobójstwo w Łodzi”, ani „pogrom łódzki” nie pomoże. Wybory samorządowe rządzą się swoimi prawami, więc proporcje mogą być nieco inne, ale nie wróżę towarzyszom prezesa więcej niż 20%. Równie kiepskim wynikiem skończą się wybory parlamentarne w przyszłym roku. Obserwujemy powolną agonię partii pod nazwą Prawo i Sprawiedliwość. Nie było prawa, nie było sprawiedliwości, była wojna. Kto sieje wiatr…
—
* Cytat wypowiedzi Stefana Niesiołowskiego.
** Po raz pierwszy powiedziano to chyba w filmie „Solidarni 2010”, ale wkrótce już podchwycili to i politycy PiS.
*** Nie są to dokładne cytaty, ale oddają sens wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego.
11 komentarzy “Kto sieje wiatr”
Drogi Belfrze,
pytasz, gdzie są wyborcy lewicy? Mówisz, że już ich nie ma?
Otóż jesteś w błędzie. Jest wielu, bardzo wielu takich, którzy chcieliby zagłosować na Lewicę. Niestety, od wielu lat muszą głosować na inną partię, na taką, która ma największe szanse nie dopuścić ponownie do władzy kaczyzmu. Dlatego głosują na PO zamiast na Lewicę.
Ja sama marzę, żeby nadszedł taki czas, że będę mogła głosować na taką partię, na jaką chcę głosować, a nie na taką, na którą głosować muszę, bo istnieje ryzyko, że mógłby wygrać PiS.
Pytałem raczej, gdzie są wyborcy tamtej lewicy – zaczęli w sporej części głosować na PiS. Oczywiście, że jest wielu, którzy chcieli by zagłosować na lewicę, ale taką, która miała by swój sensowny program – a nie tylko ustawiała się jako rzekoma alternatywa dla PiS i PO, taka zgodna i niekłótliwa. Lewica Napieralskiego jest bezpłciowa i nieprawdziwa, głosi czasem modne hasła, ale brak jej wiarygodności. I to jest problem braku lewicy.
Tymochowicz kompletnie się myli. Skąd Kaczory mieli mieć kompleksy, jak nawet w filmie zagrali. I to bardzo dobrze zagrali. A jacy to byli urodziwi chłopcy. Proszę tu dla przypomnienia:
http://www.youtube.com/watch?v=0fRPS7I_sRU&feature=related
I tacy wg. Tymochowicza mają mieć traumę z dzieciństwa. Tymochowicz to dureń.
Że trzeba walczyć o wolną Polskę, bo obecnie to kondominium rosyjsko-niemieckie, że ludzi takich jak Tusk i Komorowski trzeba raz na zawsze wyeliminować z polityki, jest to w tym momencie historii sprawa najważniejsza. Owszem jest wielka przepaść między „myślącymi Polakami” a resztą. Słowo hołota jest trochę krzywdząca. Ja ich nazywam lemingami. W dzisiejszych czasach, kiedy życie nie nastręcza wielu kłopotów, bo do garnka jest co włożyć, na grilla jest co położyć. Można godzinami leżeć na kanapie i pstrykać po 100 kanałach telewizora. Oto w takich warunkach można śmiało lemingi hodować. Trzeba tylko mieć wszystkie media w garści.Leming nie myśli co będzie za rok, za lat dwadzieścia. Dla niego ważne jest tu i teraz.
Już teraz obserwuję jak powoli u wielu lemingów otwierają się oczy. A szerzej się otworzą po Nowym Roku. W następnych wyborach parlamentarnych PO może nie mieć nawet 10 procent. Pewnie dlatego tworzona jest przez Palikota łódź ratunkowa. Na razie bez powodzenia. Martwię się jednak, że Platforma nie zechce oddać władzy demokratycznie. Za dużo mają do stracenia. Pierwsze co powinien zrobić Jarosław po wygranych wyborach to Trybunał Stanu dla Tuska. Trybunał Stanu może również odwołać prezydenta.
Bez rozliczenia zbrodni i ukarania winnych nie da się zbudować państwa Prawego i Sprawiedliwego. Wierzę w Jarosława. Niestety po dobroci wygrać się nie da. Walka będzie ciężka. Jeśli jednak Donnie Tusko uda się wygrać następne wybory, to miej nas panie w opiece na starość. Ta bandycka ekipa dobrze wie, że mają jeszcze margines rządzenia do roku 2014, bo wtedy przypada termin spłaty dużej części długu wobec wierzycieli zagranicznych. Po działaniach rządu widać, że przyjęli taktykę „po nas choćby potop”. Nic nie robią w kierunku zmniejszania zadłużenia. Wręcz robią odwrotnie, zaciągając nowe kredyty. Ostatnio rząd zaciągnął kredyt z Europejskiego Banku Inwestycyjnego w wys. 2mld euro. Komu robi dobrze min. Rostowski – Polsce czy zagranicznym bankom? On nie ponosi żadnego ryzyka. Popracuje on, córeczka popracuje a potem spylą do GB.
Ciekawe co powiedzą lemingi jak obudzą się w kraju podobnym do Ameryki z lat Wielkiego Kryzysu 1929-1933.
Partia PiS nie jest jeszcze w agonii. Jest medialnie mordowana i dosłownie i w przenośni. Ale może wygrać i to spektakularnie.
Jeśli nie, to nadzieja umrze ostatnia.
Father, nieuku, po 'wg’ nie stawia się kropki. Widzę, że ty nie tylko polityczny „rycerz” ale i ortograficzny. Czego Was w tym gimnazjum uczą?
Zgadzam się z tobą, father boss, że PiS jest medialnie mordowany w każdym możliwym sensie! W swojej „analizie” przeoczyłeś zaś, drogi gimnazjalisto, że Jarosław Kaczyński podpisał na siebie wyrok śmierci:
http://ubiquitousandalmighty.blox.pl/2010/10/Political-fiction.html
@Lucy
Tylko na takie argumenty Cię stać?
Nie bądź taka do przodu, bo ci z tyłu braknie.
Piszę jak umiem. Nigdy nie byłem prymasem. He,he,he.
@Minister Nienawiści
Dziękuję za ten tekst. Zgadzam się z tezami w nim zawartymi. W sumie pokrywają się z tym co wyżej twierdziłem. Szkoda, że ja „gimnazjalista” tak ładnie się nie wysławiam. No, ale tak to już jest, że jeden ma dużą głowę, a drugi ma dużego ch..a. Kto ma zatem większą przyjemność z życia? He,he,he.
Drogi father boss,
częścią analizy, z którą się zgadzasz, jest zdanie: w przypadku wygranej PiSu w 2011 roku w Polsce zapanowałyby takie rządy terroru, że sam Robespierre zesrałby się ze strachu i ta diagnoza pasuje do tonu twojego komentarza. Oczywiście to Political Fiction, bo tak naprawdę PiS nie potrafi porządnie nawet dobrej prowokacji zrobić. Przecież to w prostej linii nieudolni naśladowcy żenującego rządu Olszewskiego, który w swej obronie nawet nie potrafił zamachu stanu przeprowadzić – a wtedy jeszcze by się to udało, nie byliśmy w Unii.
Co do twojej uwagi końcowej, to w pełni zgadzam się. Mężczyzna ma dwie interesujące części ciała, krwi jednak starcza tylko na jedną. Tobie wyraźnie krew do głowy nie napływa. Może to i przyjemne, ale dobrze tuczona świnia też ma przyjemne życie – do czasu.
@Belefer
Nie możesz od młodej demokracji wymagać profesjonalizmu. A zamach stanu właśnie przeprowadzili profesjonaliści. Nawet się kamerą nakręcili, aby im nikt nie zarzucił, że działali cichcem (tylko, błagam, nie bierz pod uwagę Tuska, czy Wałęsę, bo to byli zwykłe cyngle).To tak jak z tą świnią. Jak profesjonalnie nie poderzniesz gardła, to będzie kwiczeć i robić szum na cały świat. A tak szast, prast i po krzyku. Niestety PiS tego nie potrafi, bo nie ma tam takich kanalii. Z tą świnią to dobry przykład. Prawda jest zaś taka banalna, że nikt nie ma dane na wieczność. Wszystko jest do czasu.
@fader bos, a propos tej świni… PO jak widać nie ma sumienia sprawnie podciąć gardła – PiS od lat już ciągle kwiczy i kwiczy. Hałasu na cały świat. Ty za to jesteś w podżynaniu gardeł świetny – jak zresztą cały PiS. Jak tam twoje hobby? Powiesiłeś już jakichś komuchów?
Świetna riposta Jakuszyn:)
wybory.onet.pl/samorzadowe-2010/aktualnosci/platforma-obywatelska-notuje-spadek-poparcia-pis-z,1,3742261,aktualnosc.html