Nie lubię Warszawy, wbrew słowom, że Warszawa da się lubić, to ja się tu kiepsko czuję. Za duży ruch, za duży hałas. Kiedyś Warszawę uwielbiałem i starałem się być tu przynajmniej raz do roku w czasie wakacji. Dziś jednak nawet na Starówce nie znalazłem tej atmosfery, która niegdyś mnie przyciągała.
Za to atmosfera pod prezydenckim pałacem spodobała mi się. Wesoła i swobodna, żadnych barierek, ani krzyża, ani sekciarzy pisowskich. Jakieś wycieczki, trochę spacerowiczów i słońce.
Przegnani spod pałacu cross defenders, gdzieś jednak musieli się podziać. To niemożliwe żeby tak bez śladu zniknęli. Może modlą się pod domem prezesa? Niestety nie miałem czasu, aby tam pojechać.
Jeden z moich znajomych, powiedział, że oni są jak domowe pieski wypuszczone na trawnik. Tu lub tam obsikają drzewko, gdzieś na ścieżce zostawią brązową pamiątkę swego istnienia…
No i fakt! Wędrując pieszo w okolicach starówki znalazłem tablicę pamiątkową ku czci wszystkich żołnierzy zamordowanych w Katyniu i później przez Sowieckie władze. Zapalone znicze, a obok dwa inne wraz z karteczką.
No i znaleźliśmy ślad, który swą jakością przypomina inne psie kupy na pobliskim trawniku. Osąd zostawiam czytelnikom. Jednak ode mnie żółta kartka dla warszawskich służb oczyszczania miasta – w takich reprezentacyjnych miejscach należy częściej sprzątać.