Urodziłem się, wychowywałem i kształciłem w państwie, w którym obowiązywała jedyna i jedynie słuszna ideologia. Studiując nauki humanistyczne, musiałem zaliczyć marksistowską filozofię, marksistowską ekonomię, a nauki polityczne z wyraźnym odchyleniem marksistowskim były obecne w edukacji praktycznie już od ostatnich klas podstawówki*. W swojej specjalności – czyli literaturoznawstwie również miałem do czynienia z oczywistym wpływem marksizmu.
Skrótowo mówiąc, marksizm to filozofia walki klas i choć Marks sam nie miał okazji wypróbować swoich teorii, to w sposób zdecydowany zrobił to jego uczeń i kontynuator – Włodzimierz Lenin. Rzecz jasna główną domeną realizacji marksizmu w praktyce było państwo i ekonomia.
Kapitalistyczna produkcja nie może rozwijać się inaczej aniżeli skokami, dwa kroki naprzód i krok (a nieraz i całe dwa) wstecz. Jak już nadmieniliśmy, kapitalistyczna produkcja jest produkcją na sprzedaż, wytwarzaniem towarów na rynek. A produkcją zarządzają poszczególni kapitaliści każdy z osobna i nikt nie może wiedzieć dokładnie, ile i jakich mianowicie produktów potrzeba na rynku. Wytwarza się na chybił trafił, troszcząc się jedynie o to, aby prześcignąć się nawzajem. Jest więc rzeczą zupełnie naturalną, że ilość wytworzona może nie odpowiadać potrzebom rynku. – pisał Lenin w roku 1901. Ci, którzy pamiętają półki z na przemian poustawianym octem i musztardą w socjalistycznych sklepach późnego PRL i sklepy dzisiejsze, mogą mieć uzasadnione wątpliwości.
Marks w manifeście komunistycznym pisał tak: Nasza epoka, epoka burżuazji, wyróżnia się jednakże tym, ze uprościła przeciwieństwa klasowe. Całe społeczeństwo rozszczepia się coraz bardziej i bardziej na dwa wielkie wrogie obozy, na dwie wielkie, wręcz przeciwstawne sobie klasy: burżuazję i proletariat. Ten krótki cytat ukazuje sedno rzeczy. Rozwój marksizmu to rozwój teorii walki klas. Państwo marksistowskie było paradoksalnie państwem bardziej klasowym niż burżuazyjne.
Wpływ marksizmu na sferę idei i sztuki opiszę na przykładzie. Nowela Henryka Sienkiewicza Janko Muzykant jest jednym z utworów od dawna widniejących w spisach lektur szkolnych. W latach sześćdziesiątych (i później jeszcze również) obowiązywała następująca interpretacja utworu. Bohater noweli żyje w świecie nieledwie feudalnym, jago matka – biedna wyrobnica – nie jest w stanie zapewnić dziecku wykształcenia, ani opieki medycznej i dlatego życie Janka kończy się tak szybko i smutno. Dydaktycznie i ideologicznie pożądane było, by uczniowie napisali swoją wizję tego, jak inaczej potoczyłoby się życie Janka w Polsce Ludowej. U schyłku PRL akcent został przeniesiony na zacofanie dziewiętnastowiecznej wsi, a jednocześnie akcentowanie kosmopolityzmu ziemian i ich braku zainteresowania własnym narodem. Współcześnie nieco inaczej interpretuje się tę nowelę. Epoka staje się coraz bardziej odległa dla współczesnych dzieci, więc trzeba ją nieco przybliżyć, ale też zwracamy dziś uwagę na wyobcowanie Janka. Na to, że różnił się on od innych. Że matka bohatera była zapewne tzw. panną z dzieckiem. Zadajemy pytanie, jak dziś w środowisku naszym traktowane są osoby inne, wykraczające poza powszechnie uznawane normy? Czy dziś Janek nie byłby przypadkiem również odrzucony przez społeczność i rówieśników?
Ten dość długi i wyjaśniający wstęp zakończę anegdotycznie. Całkiem niedawno w pewnej szkole, odruchowo sięgnąłem po zeszyty pozostawione przez nauczycielkę do sprawdzenia. Zobaczyłem wypracowanie na temat „Dlaczego dziś życie Janka wyglądałoby zupełnie inaczej. Po dokładniejszym zapoznaniu się z tematami zrozumiałem, ze nauczycielka – stosunkowo młoda osoba – przeprowadzała analizę utworu wyraźnie z pozycji marksistowskich.
Parę dni temu oglądałem w telewizji relację z obrony stoczni. Potem był wywiad z leciwym działaczem związkowym. Można przypuszczać, że Lenin byłby zadowolony. Nie padały tam określenia z manifestu komunistycznego, ale sedno było oczywiste. Liberalne i kapitalistyczne rządy w Polsce zniszczyły największy dorobek klasy robotniczej w Polsce – stocznie, huty i kopalnie. Jeśli sięgniemy pamięcią do strajków i manifestacji z ostatnich paru lat, to zauważymy oczywistość rzucającą się w oczy. Rachunek ekonomiczny, nierentowność, przestarzałe technologie, brak zbytu – wszystkie kategorie ekonomiczne są dla robotników nieważne. Oni dalej są na etapie walki klas.
Prezes Jarosław Kaczyński, przywódca partii Prawo i Sprawiedliwość, także rozumuje w kategoriach walki klas. Na swój i partii użytek nazwał to nieco inaczej. W PRL byli słuszni robotnicy i chłopi oraz wrodzy socjalizmowi kułaccy (posiadacze ziemi), prywaciarze (właściciele środków produkcji), a także inteligenci (w traktowaniu tych ostatnich widać dualizm). Kaczyński podzielił społeczeństwo na wzór marksistowski – partia bez wrogów ideowych nie ma racji bytu, ale tu podział poszedł dalej. Mamy więc Polaków, katolików i prawdziwych patriotów, a w opozycji do nich liberałów, tych, którzy są tam, gdzie stało ZOMO, zatem nieprawdziwych Polaków i fałszywych patriotów, bo naprawdę to realizują oni bliżej nieokreślone interesy Rosji lub Niemiec. Nie pada słowo zdrajcy w oficjalnym języku PiS, ale mowa jest o polityce zagranicznej na kolanach. Natomiast w kręgach zwolenników język się radykalizuje i już słyszymy o pachołkach Rosji, zdrajcach narodu lub odszczepieńcach.
Dobrym przykładem jest opisywanie katastrofy smoleńskiej. Prezes w oficjalnej wypowiedzi tylko zaznacza, że nie trzeba śledztwa by wiedzieć, kto politycznie jest odpowiedzialny i że to była dziwna katastrofa. Pretorianie prezesa w sugestiach idą krok dalej – że wspomnę ciało prezydenta w błocie na deszczu i w ruskiej trumnie**.
Podobnie jak francuscy intelektualiści w rodzaju Sartre’a dla marksizmu byli pożytecznymi idiotami legitymizującymi państwa marksistowskie w świecie, tak dzisiaj są twórcy w rodzaju Marcina Wolskiego lub Jana Pietrzaka, którzy identyczną rolę pełnią dla PiS, dodając do tego spore rzesze pożytecznych idiotów w internecie i przypartyjnych*** ochotników takich jak Jan Pospieszalski w mediach. Nawiasem mówiąc dialektyka marksistowska zastosowana przez PiS w dyskursie politycznym jest tak oczywista, że zdziwiony jestem brakiem reakcji politologów w tej mierze.
Podsumowując muszę stwierdzić, że w przestrzeni publicznej naszego kraju jest i długo jeszcze będzie pojawiać się tęsknota za marksizmem wyrażana w taki lub inny sposób. Biorąc pod uwagę to, że wyznaczniki marksizmu pasują bardziej do tych, którzy w sferze ideologicznej deklarują walkę z pozostałościami dawnego systemu, to mamy do czynienia z wyjątkowo perfidnym chichotem historii.
—
* Wiedza o społeczeństwie i Historia w klasie ósmej mocno zajmowały się zagadnieniami marksizmu.
** Joachim Brudziński w Kropce nad i w TVN24.
*** Musiałem utworzyć neologizm określający osoby, które prowadzą intensywną propagandę, ale partia może się od nich odciąć twierdząc, że to głos ludu.
3 komentarze “Sieroty po Marksie”
Hej Belfer,
Czy Tobie to będzie się podobać, czy nie, to muszę powiedzeć,że na świecie jest dużo takich sierot. Także w krajach, które nigdy nie zaznały dyktatury „proletariatu”. Powodem tego jest fakt, że dużo ludzi nie ma swojego światopoglądu i przyjmuje ten odpowiedni dla swojej sytuacji i pozycji. Tzn. człowiek wychowany w środowisku liberalnym, stanie się liberałem ale nie dlatego, że naprawdę jest liberałem ale by być członkiem grupy, która jest blisko niego no i by nie być ideologicznym samotnikiem.Inny gość z takich samych powodów stanie się socjaldemokratą, czy komunistą, a jeszcze inny konserwatystą.
Tak więc jest to bardzo ludzkie, boimy się stać na własnych nogach bo w grupie jest zawsze łatwiej i rażniej. A na pewno też czujemy się silniejsi. Czasami jesteśmy tak silni by rzucić wyzwanie prawdzie, dobrym obyczajom, demokracji i jakieś przyzwoitiści. Tak właśnie postępują silni siłą grupy politycy PiSu. Przypuszczam, że ci sami ludzie w innych warunkach odnaleźliby się w innych formacjach. Bo nie ważne tutaj kto co mówi, ważne by mówił głośno! Tak głośno jak np. Jarosław Kaczyński.
Nie o to mi chodziło, choć oczywiście jest to racja – potrzeba przynależności jest bardzo silna. PiS realizuje tę potrzebę dla swoich członków w sposób silny i podobny do grupy religijnej. Nic dziwnego, że przychodzą na myśl sekty i początki ideologii faszystowskiej. Ale też nie o to mi chodziło.
Aby nie rozdymać tekstu w nieskończoność dałem tylko trzy przykłady „szwendania” się w naszej świadomości, a może podświadomości, ideologii i filozofii z gruntu fałszywej. Tyle się zmieniło, a jednak się nie zmieniło – to jest przesłanie mojego tekstu. Co nie znaczy, że nie zgadzam się z komentarzem.
@Belfer
Ja nie wiedzę konfliktu między tym co Ty a co ja napisaliśmy. Ludzie są zwierzyną stadną i tylko silne jednostki stać na samodzielność. Tak więc marksizm przemawiał do wielu, bo nie trzeba było samemu myśleć i przy odrobinie szczęścia było co jeść. Nawet dało się podróżować po pudle w którym się siedziało, na wpis w dowodzie osobistym. Tak od Gdańska do Sofii, od Berlina do Władywostoku. Wielu ludziom to wystraczyło. Nie zapominaj, że wiele tych marskistowskich sierot pilnie chodziło do kościoła. I czyż czegoś jeszcze więcej było trzeba?