Opowiadanie to nasza jedyna łódź, którą możemy żeglować po rzece czasu. (Ursula K. Le Guin)

Czy ta klisza może kłamać?

Od pierwszego dnia po katastrofie w Smoleńsku zaczęły się pojawiać rozmaite teorie spiskowe. Pytania o to, czemu ochrona z prezydentem nie wyskoczyła, skoro samolot leciał tak wolno i tak nisko, pozostawię bez komentarza. Był też film z miejsca katastrofy z odgłosem wystrzałów w tle, a co nowszy link do Youtube pokazywał nam film z większą liczbą wystrzałów.
Oczywiście w teoriach dominowały te z zamachem rosyjskim w tle i żadne tłumaczenie nielogiczności takiego zamachu nie przekonywało nikogo. Gorętsi wielbiciele zmarłego prezydenta i jego brata mówili wprost, że za zamachem stoją Tusk z Putinem. Dobrym przykładem takiego podejścia spiskowego był film, Solidarni 2010, o którym już pisałem.
Spiskowe teorie pojawiały się nie tylko w Polsce. Niejaka Jane Burgemeister miała dziesiątki teorii spiskowych na swojej stronie. Zaczynając od tego, że nie było żadnej mgły nad Smoleńskiem po teorię, że za zamachem stoi supertajna organizacja Nowy Porządek Świata, która zmierza do tego, by Polskę zmusić do przyjęcia euro. I kiedy wreszcie to euro w Polsce stanie się faktem, będzie miała niezbity dowód.
Przez długi czas te wszystkie bzdurne teorie pojawiały się głównie w internecie. Z jednym wyjątkiem, twórczo były rozwijane w Telewizji Trwam i Naszym Dzienniku (obydwa media należące do Tadeusza Rydzyka potocznie zwanego Ojcem Dyrektorem). Jednak trzy tygodnie po katastrofie dziennikarze innych telewizji zrozumieli, że zostali daleko w tyle za internetem. Teorie spiskowe zaczęto rozwijać w gazetach i telewizjach.
Pod pretekstem, że odbiorcy powinni mieć szerokie spektrum wiedzy, dziennikarze zapraszają kolejnych ekspertów i zadają im coraz głupsze pytania. Rozumiem, ze należy zadawać wiele pytań, ale czy te pytania muszą być na poziomie lekko debilnego szóstoklasisty?
Dziś pokazano nam znaleziska z miejsca katastrofy z ogromnym oburzeniem, bo przecież takie niezabezpieczenie miejsca to jakaś profanacja. Pokazano kawałek blachy i wywołaną kliszę. Czy komuś w tej wspaniałej telewizji nie przyszło do głowy, ze znalezienie się na pokładzie samolotu prezydenckiego wywołanej kliszy jest równie prawdopodobne, jak przewożenie żywego pingwina? Do tego jeszcze stówka czyściutka i prawie niezniszczona. Nie podważając całkowicie autentyczności przekazu, mam jednak wrażenie, że to jest fragment kampanii wyborczej, która ma rozgrywać dawne polskie fobie, nieufność i wrogość wobec Rosji.
Już wcześniej byłem przekonany, ze kampania tak naprawdę rozegra się poza głównym nurtem polityki. Teraz widzę, ze do tych celów zostały zaprzęgnięte i media, niekiedy bezwolnie.
Zastanawiające jest to, że dziennikarze doskonale wiedzą o procedurach działania komisji wypadków lotniczych. Te komisje pracują miesiącami, zanim zostaną podane do wiadomości ich raporty. Nasi dziennikarze zaczynają się domagać wyników, choć nie upłynął nawet miesiąc. Można się zastanawiać, czy to zwyczajna głupota, czy może dla zwiększenia słupków oglądalności gotowi są na każdą podłość?

Oceń felieton